Marudziłem, marudziłem, wreszcie doczekałem się. DC Comics wreszcie zaczęło zżynać z Marvela. Aquaman spokojnie mógłby powstać w konkurencyjnym uniwersum. Zdecydowanie bardziej pasuje do niego niż do mrocznych i nadmiernie patetycznych historyjek pokroju Ligi Sprawiedliwości. A może to sprawka Jamesa Wana, reżysera chociażby Obecności, który uchodzi w Hollywood za fachurę lepszego sortu?
Dawno, dawno temu morze wyrzuciło na brzeg królową Atlantydy (Nicole Kidman – Australia, Lion. Droga do domu). Pomógł jej mieszkający w pobliżu latarnik. Zrobił to na tyle skuteczniej, że jakiś czas później przyszedł na świat młody chłopak. Dorastał bez matki, która musiała wrócić pod wodę. Może dlatego nie wyrósł na mięczaka. Aquaman (Jason Momoa – Wilki, Jak dogryźć mafii) z wyglądu przypomina zapaśnika, w dodatku potrafi pływać niczym torpeda i wszystko goi się na nim jak na psie.
Oczywiście nie jest to film o dorastaniu mieszańca i trudnym życiu w latarni. Historia koncentruje się wokół króla Atlantydów Orma (Patrick Wilson – McImperium, Bone Tomahawk), który ma dość zatruwających oceany ludzi i postanawia ich wszystkich wytłuc. Za radą swojego doradcy Vulko (Willem Dafoe – The Florida Project, Wielki mur) stara się zjednoczyć wszystkie podwodne ludy. Vulco działa jednak na dwa fronty Razem z córką króla Nereusa (Dolph Lundgren – Creed 2, Najemnicy), piękną Merą (Amber Heard – Magic Mike XXL), próbuje namówić Aquamana do zapobiegnięcia konfliktowi.
No dobra, przyznaję, fabuła nie jest jakaś nadzwyczajna. Opowiedziano ją jednak w konwencji kina przygodowego. Sekwencje podwodne imponują rozmachem i okraszone elektroniczną muzyką w stylu Jeana-Michaela Jarre’a robią spore wrażenie. Imponujące ruiny i gigantyczne pomniki zapierają dech w piersiach. A przecież bohaterowie odwiedzają jeszcze Sycylię, Saharę oraz wyspę dinozaurów. Ba, toczą nawet bój z lewiatanem.
Całą tę opowieść Wan okrasił całkiem przyjemnym autoironicznym humorem. Jason Momoa może tym samym doczekać się wreszcie przełomu w swojej karierze. Długo walczył o Hollywood, ale tym filmem udowodnił wreszcie, że zasługuje na miejsce obok takiego The Rocka. Reszta obsady – plejada znanych, choć nieco przechodzonych nazwisk – również wypada bardzo przyzwoicie. Nieliczne potknięcia (mało udane żarty czy nazbyt patetyczne sceny) nie psują dobrego wrażenia.
A więc Marvel. Kolorki, dowcipy, znane pyski, fajne lokacje, spektakularne efekty specjalne bez zbędnego zadęcia. I żadnych bohaterów cierpiących za miliony. Aquaman przez cały czas dobrze się tu bawi. Nawet kiedy zbiera łomot, nie przestaje się uśmiechać. Takich bohaterów chcą widzowie. Film Jamesa Wana to kolejny po Wonder Woman dowód na to, że DC Comics jest w coraz lepszej formie. Oby kolejne produkcje włącznie z zapowiedzianym na wiosnę Shazam! były równie dobre.
PS. Czy nie jest to konserwatywne przesłanie, dowalić ekologom, samemu nic dla Ziemi nie zrobić?
Zobacz, jeśli:
– Lubisz filmy na podstawie komiksów Marvela. Tak, Marvela
– Kochasz efekty specjalne
– Nie wiesz, na co iść do IMAX-a
Odpuść sobie, jeśli:
– Zamierzasz oglądać ten film z kiepskiej kopii w internetach
– Nie lubisz prania się po pyskach
Michał Zacharzewski
Aquaman, 2018, reż. James Wan, wyst. Jason Momoa, Amber Heard, Willem Dafoe, Patrick Wilson, Nicole Kidman, Dolph Lundgren, Yahya Abdul-Mateen II
Ocena: 7/10
Polub nas na Facebooku!
ide jutro z młodymi… 🙂
PolubieniePolubienie