Uliczny wojownik

Tropiąc filmy zrealizowane na podstawie gier video przenieśmy się raz jeszcze do lat dziewięćdziesiątych, epoki niewątpliwie pionierskiej. Super Mario Bros trafiło już do kin i mimo nienajlepszych recenzji spodobało się części graczy. Co innego Znak Smoka – ekranizacja popularnej bijatyki okazała się wtopą. Tak finansową, jak i jakościową. Uliczny wojownik trafił do kin jako trzeci i w gruncie rzeczy powinien na dobre zniechęcić Hollywood do elektronicznej rozrywki. Pewnie tak by zrobił, gdyby nie sukces późniejszego o kilka lat Mortal Kombat. Ale to już inna historia.

Na papierze wszystko się zgadzało. Street Fighter, marka popularna, została zaklepana. Na liście płac znaleźli się też będący w szczytowej formie Jean-Claude Van Damme (na planie wiecznie pod wpływem narkotyków) oraz opromieniony sukcesem Rodziny Addamsów aktor Raul Julia (umierający wówczas na raka). No i Kylie Minogue, zgrabna wokalistka z Australii, która wielką aktorką może nie była, ale fanów miała. Wątpliwości mógł budzić jedynie reżyser. Steven E. de Souza nie maczał dotąd palców w poważnym kinie, zajmował się bowiem pisaniem scenariuszy. Na swoim koncie miał ewidentne przeboje, takie jak Komando czy Szklana pułapka, ale też produkcje przeciętne, takie jak Hudson Hawk czy Rykoszet.

Gier z cyklu Street Fighter nie mógł lubić z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze, uwielbianych przez graczy Ryu i Kena uczynił postaciami drugoplanowymi, skupiając się na losach pułkownika Guila. Po drugie, nie rozbudował fabuły, lecz po prostu zerżnął ją z gry, która jej zbyt wiele miejsca nie poświęcała. Dlatego też śledzimy starania generała Bisona próbującego przejąć władzę nad światem i grupki śmiałków, którzy postanawiają rzucić mu wyzwanie. Generał jest tak dziwaczny, że trudno uwierzyć, iż ktoś traktuje go poważne. Samą historię wypełniają infantylne dialogi oraz nie najlepiej wyreżyserowane sceny akcji. No i nietrafione dowcipy.

Uliczny wojownik powstał w czasach, gdy Hollywood dopiero uczyło się gier. I chyba nadal się uczy, o czym świadczy przeciętny Tomb Raider i najwyżej przyzwoite Rampage. Recepta na sukces tymczasem jest bardzo prosta. Otóż gry należy traktować poważnie. Nawet jeśli bywają infantylne i uproszczone, to filmy takie być nie mogą. To inne medium i inne ma się wobec niego oczekiwania.

Zobacz, jeśli:
– Kochasz Street Fightera, ale go nie czcisz
– Interesujesz się grami video

Odpuść sobie, jeśli:
– Nie lubisz tandety
– Ani durnych scenariusz
– Ani piosenkarek bez aktorskich talentów

Michał Zacharzewski

Uliczny wojownik, Street Fighter, 1994, reż. Steven E. de Souza, wyst. Jean-Claude Van Damme, Raul Julia, Andrew Bryniarski, Wes Studi, Kylie Minogue, Ming-Na Wen

Ocena: 3/10

Polub nas na Facebooku!