Przez długie lata gry video nie sprawdzały się na wielkim ekranie. Produkcje takie jak Street Fighter, Znak smoka i Wing Commander nie spodobały się widzom i nawet Warcraft został przyjęty chłodno. Autorzy Sonic: Szybki jak błyskawica podążyli szlakiem wyznaczonym przez Detektywa Pikachu, komercyjny hit z ubiegłego roku. Otóż wyczarowali na ekranie uroczą maskotkę, dorzucili trochę klimatu rodem z klasyki kina, a całość okrasili humorem. I udało się. Znowu!
Sonic to niebieski stworek, który z uwagi na swoje kolce bywa nazywany jeżem. W rzeczywistości pochodzi z innej planety i potrafi niezwykle szybko się poruszać. Cecha ta zmusiła go do opuszczenia domu i ukrycia się na Ziemi, w norce z licznymi wygodami. Telewizja i komiksy nie starczymy mu jednak na długo. Zaczął opuszczać swoje legowisko, dokazywać na autostradzie, podglądać ludzi, których polubił. Aż wreszcie przegiął i wywołał krótkie spięcie, które pozbawiło energii elektrycznej kilka okolicznych stanów.
Do miasteczka położonego gdzieś w Montanie przyjeżdża doktor Robotnik (Jim Carrey – Maska, Ace Ventura), szalony naukowiec pracujący na zlecenie rządu i dysponujący armią zaawansowanych technicznie robotów. Gość nie ma wątpliwości, iż w okolicy ukrywa się istota pozaziemskiego pochodzenia. Sonic tymczasem wpada w sidła miejscowego policjanta nazwiskiem Wachowski (James Marsden – Hop, D-Train), który po oswojeniu się z myślą, iż rozmawia z niebieskim jeżem, postanawia mu pomóc.
Jasne, historię tę mogłem przedstawić za pomocą dużo poważniejszych słów, ale dystrybutorowi na tym nie zależało. Film trafił do kin w wersji dubbingowanej, przeznaczonej dla młodszych widzów, i dorośli – spragnieni oryginalnych głosów – muszą objeść się smakiem. Szkoda, bo film powstał również z myślą o dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatkach. Sonic: Szybki jak błyskawica czerpie bowiem inspirację z przebojów sprzed lat, filmów takich jak E.T. Tam też małe miasteczka były areną starć między rządem a kryjącymi się po lasach kosmitami! Klimat tych produkcji powraca, choć rola Jima Carreya – z jednej strony dobra, z drugiej mocno przerysowana – wcale temu nie pomaga. Bo o ile jesteśmy w stanie usprawiedliwić dziwactwa Sonica jego pochodzeniem, to z Robotnikiem już tak nie jest.
Fajnie się to ogląda. W końcu Sonic: Szybki jak błyskawica to film lekki, szybki i przyjemny. Jest też całkiem zabawny, a bohaterów daje się lubić. I choć pod koniec wpada w schemat i kończy się obowiązkowym „starciem z bossem”, to stanowi dobry przykład niedzielnego, rodzinnego kina. Może rzeczywiście w Hollywood nauczono się, jak ekranizować gry? Przekonamy się o tym, kiedy do kin trafią filmy takie jak Mortal Kombat, Crossfire i Borderlands – a więc pozbawione uroczych maskotek.
Zobacz, jeśli:
– Znasz grę
– Lubisz Jima Carreya
– Masz ochotę na lekki film
Odpuść sobie, jeśli:
– Nie lubisz dubbingu
Wojciech Kąkol
Sonic: Szybki jak błyskawica, Sonic the Hedgehog, 2020, reż. Jeff Fowler, wyst. James Mardsen, Ben Schwartz, Jim Carrey, Tika Sumpter, Adam Pally, Lee Majdoub, Tom Butler
Ocena: 6/10
Polub nas na Facebooku.
Spis naszych recenzji na serwisie Media Krytyk.
4 uwagi do wpisu “Sonic: Szybki jak błyskawica”