Mortal Kombat (1995)

Pierwsze próby przeniesienia gier video na wielki ekran nie były zbyt udane. Super Mario Bros odniósł sukces głównie dlatego, że otwierał przed kinem zupełnie nowe horyzonty. Nakręcone parę lat później ekranizacje dwóch niezwykle popularnych “bijatyk”, Znak smoka i Uliczny wojownik, zawiodły jednak zarówno krytyków, graczy, jak i producentów. W Hollywood zaczęto mówić, że być może świat gier i świat filmów są na tyle odległe, że mieszanie ich nie ma sensu. I wtedy właśnie pojawił się Mortal Kombat.

Teoretycznie Paul W. S. Anderson przeniósł na wielki ekran kolejną znaną bijatykę. W praktyce zmienił podejście do widzów. Potraktował ich znacznie poważniej – nie jak tępych nastolatków, ale ludzi dorosłych, którzy szukają w kinie nieskomplikowanej, ale nie głupiej rozrywki. Grę, jak sam mówił w wywiadach, uważał jedynie za punkt wyjścia, swego rodzaju opis świata, który należało dalej rozwinąć. Wiedział jednak, że nie powinien przesadzić. Dlatego historię opowiedział dość prostą, a jednocześnie dynamiczną i efektowną.

Oto niejaki Lord Rayden (Christopher LambertSobibór, Zwariowana historia Maksa i Leona) przekazuje najlepszym znanym sobie wojownikom przerażającą wiadomość: paskudny Imperator Shao Kahn (bez związku ze znanym niegdyś niemieckim bramkarzem) planuje podbić naszą planetę. I zrobi to, jeśli odniesie zwycięstwo w ostatnim z cyklu turniejów zwanych Mortal Kombat. Za radą Raydena do walki postanawiają stanąć między innymi znany hollywoodzki aktor Johnny Cage, były mnich z klasztoru Shaolin Liu Kang i pani komandos Sonia Blade. A my, widzowie, obserwujemy ich zmagania.

O sukcesie Mortal Kombat zadecydowały świetnie zrealizowane sceny walk, brak naiwności typowych dla wcześniejszych ekranizacji gier, wreszcie ceniona do dziś “elektroniczna” ścieżka dźwiękowa. Graczom frajdę sprawiało doszukiwanie się nawiązań do ich ukochanej bijatyki, zwłaszcza ciosów charakterystycznych dla poszczególnych postaci. Chwalili też atmosferę filmu, wiernie odzwierciedlającą to, co znali z gier. Zwykli widzowie mogli natomiast delektować się dopracowaną otoczką. Twórcy sporo pracy włożyli w detale: starannie uszyte kostiumy, widowiskową scenografię, pomysłową choreografię. Zadowoleni byli wszyscy.

Dziś film nieco się zestarzał, ale wśród graczy cieszy się opinią kultowego. Doczekał się zresztą kinowej kontynuacji, a także chociażby mini-seriali takich jak Mortal Kombat: Legacy. Paul W. S. Anderson na dłużej związał się z grami i przeniósł na wielki ekran serię Resident Evil. Wciąż ma jednak sentyment do Mortal Kombat i zamierza wspierać nowy film o słynnym turnieju, przygotowywany od pewnego czasu przez studio Jamesa Wana.

Zobacz, jeśli:
– Lubisz gry z cyklu Mortal Kombat
– Lubisz, jak leją się po mordach

Odpuść sobie, jeśli:
– Nie wiesz, kto to Sub-Zero i Scorpion
– A Shang Tsung kojarzy ci się z sushi

Michał Zacharzewski

Mortal Kombat, 1995, reż. Paul W. S. Anderson, wyst. Christopher Lambert, Robin Shou, Linden Ashby, Bridgette Wilson-Sampras, Cary-Hiroyuki Tagawa, Talisa Soto, Trevor Goddard

Ocena: 7/10

Polub nas na Facebooku!

 

8 uwag do wpisu “Mortal Kombat (1995)

  1. Gdzie się zestarzał? Wracam do tego filmu co jakiś czas i wciąż mistrzostwo świata. 😀 Gdybym mogła zatrzymać tylko jedną płytę, byłby to soundtrack do „Mortal Kombat”. To ścieżka dźwiękowa mojego życia. Słucham jej regularnie od 23 lat i nie ma opcji, żeby mi się znudziła. 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.