Parę rzeczy wymaga wyjaśnienia. Już teraz, zanim wybierzesz się do kina. Pomimo ogromnego budżetu sięgającego 80 mln dolarów Ad Astra wcale nie jest widowiskiem science-fiction. To kameralny dramat obyczajowy, rozprawka na temat samotności i życiowych wyborów, a także trudnych relacji rodzinnych. Fakt, dzieje się w kosmosie, ale dynamicznych, efektownych scen jest tu jak na lekarstwo.
Ja nie narzekam. Science-fiction ma się kiepsko. Jako tako radzą sobie wielkie widowiska, kolejne odsłony Gwiezdnych wojen czy Strażników Galaktyki, ale ambitnych produkcji o podboju kosmosu jest tyle co kot napłakał. Nowy Początek, Marsjanin, Blade Runner 2049… a teraz właśnie Ad Astra. Jej akcja toczy się w niedalekiej przyszłości, kiedy człowiek założył już bazę na Marsie, Księżyc mocno eksploatuje, a także wysyła misje załogowe poza pas asteroidów, próbując nawiązać kontakt z obcymi cywilizacjami.
Jedną z takich misji dowodził Clifford McBride (Tommy Lee Jones – Klient, Ostatnia audycja). Dotarł do Saturna, może nawet w okolicę Neptuna, a potem słuch o nim zaginął. Szesnaście lat później jego syn, Roy McBride (Brad Pitt – Pewnego razu… w Hollywood, Joe Black), również kosmonauta, o mały włos ginie w tajemniczym rozbłysku. Potężne fale antymaterii doprowadzają na Ziemi do licznych awarii i katastrof, zagrażając przyszłości planety. Eksperci są zdania, że pochodzą z okolic Neptuna, ze statku Clifforda McBride’a. Stąd Roy otrzymuje rozkaz, by polecieć na Marsa i podjąć próbę skontaktowania się z ojcem. Ustalenia, co się dzieje.
Sensacyjna fabuła jest przykrywką. Mylące są też nieliczne sceny akcji, które można zobaczyć w zwiastunie, chociażby starcie z piratami na powierzchni Księżyca. W rzeczywistości w Ad Astra niewiele się dzieje. Dominują monologi wewnętrzne bohatera, który przez długie lata musiał żyć w cieniu ojca. Który czuł się przez niego porzucony. To kino bardziej spod znaku Gutka niż popcornu serwowanego w Cinema City. Stąd właśnie tyle zawiedzionych widzów, stąd negatywne komentarze osób, które spodziewały się zupełnie innego filmu.
Ad Astra ma swoje wady, głównie scenariuszowe. Puryści doszukają się w opowieści kilku niedociągnięć i mało logicznych rozwiązań, ale też twórcy nie chcieli się na świecie koncentrować. Bardziej interesowała ich psychika głównego bohatera, jego wieczna samotność, pytania, z którymi się mierzy. W połączeniu z niepokojącą, ambientową muzyką i nieśpiesznym tempem Ad Astra zamienia się jedno z najambitniejszych widowisk science-fiction ostatnich lat. I chociażby dlatego nie ma szans u masowego widza.
Zobacz, jeśli:
– Lubisz kino science-fiction
– Nie oczekujesz po tym filmie szybkiej akcji
Odpuść sobie, jeśli:
– Lubisz filmy logiczne i dopracowane w drobnych szczegółach
– Nie przepadasz za filozofowaniem na wielkim ekranie
Michal Zacharzewski
Ad Astra, 2019, reż. James Gray, wyst. Brad Pitt, Tommy Lee Jones, Ruth Negga, Donald Sutherland, Liv Tyler, Loren Dean
Ocena: 7,5/10
Polub nas na Facebooku!
11 uwag do wpisu “Ad Astra”