Od lat słyszę, że Ridley Scott (Prometeusz, Gladiator) się skończył. Że jest już tylko starszym panem, który kręci zachowawcze, mało oryginalne filmy, a na dodatek kala legendę Obcego. Przyznaję, że sporo w tych twierdzeniach racji, lecz na osiemdziesięcioletnim reżyserze nie należy jeszcze stawiać kreski. W końcu trzy lata temu nakręcił Marsjanina, jeden z ciekawszych obrazów science-fiction ostatnich lat.
Adaptacja powieści Andy’ego Weira opowiada historię astronauty botanika Marka Watneya, który w 2035 roku bierze udział w jednej z pierwszych wypraw na Czerwoną Planetę. Misja zalicza jeden sukces za drugim – jej członkom udaje się wylądować na powierzchni planety, założyć niewielką bazę i uruchomić skomplikowany sprzęt podtrzymujący życie. Jednak planowanego miesiąca nie udaje się załodze przetrwać. Silna burza piaskowa zmusza ich do ucieczki i błyskawicznego startu. W dodatku podczas ewakuacji Mark Watney ginie…
… a przynajmniej tak wydaje się jego towarzyszom. Astronauta przeżywa i zostaje sam na niegościnnej planecie. Kiedy dociera do niego, co się stało, przeżywa załamanie. Potem jednak podejmuje walkę o życie. Wykorzystuje całą swoją wiedzę, by stworzyć w bazie warunki umożliwiające mu przetrwanie dłużej niż miesiąca, a także nawiązanie kontaktu z centrum lotów kosmicznych. Niestety, stamtąd właśnie dociera do niego straszna informacja. Na ratunek będzie musiał czekać cztery lata…
Science-fiction to wciągająca pochwała nauki, zdecydowanie skuteczniejsza niż jakakolwiek lekcja. Film pokazuje bowiem, jak dzięki determinacji i wiedzy właśnie przetrwać w najtrudniejszych warunkach. Scott opowiada o tym w konwencji kina przygodowego, skupiając niemal całą swoją uwagę na samotnym bohaterze. Jego walkę o życie ozdabia humorem i zjawiskowymi „marsjańskimi” plenerami, jak również świetną muzyką. „Starman” Davida Bowie znakomicie wybrzmiewa tu w jednej ze scen, zamieniając ten fragment filmu w efektowny teledysk. Napięcie nie siada nawet na chwilę.
Niektórzy widzowie nieco na siłę doszukują się wad w Marsjaninie, narzekają na zbyt optymistyczny ton opowieści oraz nadmierną łatwość, z jaką przychodzą bohaterowi kolejne osiągnięcia. Zapominają przy tym, że film nie jest wykładem z fizyki czy biologii, że może dopuścić się pewnych uproszczeń, by zyskało na tym widowisko. A film Ridleya Scotta jest widowiskowy. To bardzo dobrze zrealizowane kino w starym stylu. Bez głupot, które serwuje współczesne Hollywood.
Zobacz, jeśli:
– Kochasz kino science-fiction
– Marzy ci się lot na Marsa
– Cenisz filmy, które cenią wiedzę
Odpuść sobie, jeśli:
– Analizujesz każdy detal filmu w poszukiwaniu wpadki
– Matta Damona uważasz za debila
Michał Zacharzewski
Marsjanin, The Martian, 2015, reż. Ridley Scott, wyst. Matt Damon, Jessica Chastain, Kristen Wiig, Jeff Daniels, Michael Pena, Sean Bean, Kate Mara, Chiwetel Ejiofor, Sebastian Stan, Mackenzie Davis
Ocena: 8/10
Polub nas na Facebooku!
11 uwag do wpisu “Marsjanin”