Od początku było wiadomo, że się uda i nie uda. Uda, bo Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki – czwarta część kultowej serii przygodowej, nakręcona blisko dwadzieścia lat po premierze części trzeciej – musiała podbić kina. Ponadto miała tego samego, znakomitego reżysera, tego samego aktora w roli tytułowej, wreszcie kilka innych głośnych nazwisk w obsadzie. Nie mógł to więc być film zły, bo ci ludzie złych filmów nie kręcą.
Z drugiej strony to nie mogło się udać. Nie w erze internetowych malkontentów i czepialstwa jako formy życia. Nie rusza się przecież świętości, nie próbuje powtórzyć sukcesu rzeczy otoczonych kultem, obrazów, do których ma się sentyment. Boleśnie przekonali się o tym twórcy kolejnych trylogii Gwiezdnych Wojen, które – choć niewątpliwie widowiskowe – nie miały startu do tej oryginalnej. Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki też musiało polec przy takich porównaniach. Chociażby dlatego, że Harrison Ford w 2008 roku był już starszym panem…
Zaskakujące jest to, że to właśnie Ford wypada w tym filmie najlepiej. Przystojny, zabawny, w całkiem niezłej formie – jest siłą napędową tej produkcji. Mamy lata pięćdziesiąte, okres Zimnej Wojny, a mimo to grupka radzieckich szpiegów pod dowództwem pułkownik Iriny Spalko (Cate Blanchett – Manifesto, Ocean’s 8) wykrada z tajnej amerykańskiej bazy w Nevadzie zmumifikowane zwłoki kosmity. Ułatwia to porwany przez nich Indy (Harrison Ford – Gra Endera, Blade Runner 2049), któremu ostatecznie udaje się im uciec.
Wkrótce na jego uniwersytecie pojawia się Mutt (Shia LaBeouf), syn jego dawnej przyjaciółki (Karen Allen – Poszukiwacze zaginionej arki). Z listu, który od niej przynosi, wynika, iż Harold Oxley (John Hurt – Jackie, Harry Potter i Insygnia Śmierci) znalazł w Peru kryształową czaszkę, a następnie zniknął. Chwilę później na uczelni pojawiają się agenci KGB. Staje się oczywiste, że rozgrywka pomiędzy Indym a ZSRR jeszcze się nie zakończyła i że zawiedzie go do dżungli położonej w dorzeczu Amazonki.
Akcja rozkręca się ciut zbyt powoli, ale po pewnym czasie wraca na utarte, przygodowe szlaki. Są mroczne katakumby pełne pułapek i najeżona niebezpiecznymi stworzeniami dżungla, wreszcie liczące tysiące lat peruwiańskie piramidy. Do tego bójki, pościgi, ucieczki i wszystko to, z czego Indy słynął. Niektórzy widzowie narzekają na brak klimatu, ale moim zdaniem jest wyczuwalny. Inni czepiali się słynnej sceny z lodówką, jednak dla mnie jest równie wiarygodna co ta z pontonem z Świątyni zagłady. Przecież ta seria nigdy nie była realistyczna. I zawsze kończyła się dewastacją zabytków.
Dobre zdjęcia Janusza Kamińskiego, niezła muzyka Johna Williamsa oraz spory rozmach realizacyjny (z nieco przeładowanym efektami specjalnymi finałem) to niewątpliwie atuty tej produkcji. Winą Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki jest to, że pojawił się w kinach o dwie dekady za późno. Fanów oryginalnej trylogii musiał mniej lub bardziej rozczarować. Młodzi widzowie, oglądający wszystkie cztery części po kolei, rozczarowani najczęściej nie są. Tylko co powiedzą po planowanej części piątej?
Zobacz, jeśli:
– Lubisz Indy’ego
– Znasz powieści Danikena
Odpuść sobie, jeśli:
– Uważasz, że Ford powinien znaleźć sobie miejsce na wydziale geriatrii, nie archeologii
Michał Zacharzewski
Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki, Indiana Jones and the Kingdom of the Crystal Skull, 2008, reż. Steven Spielberg, wyst. Harrison Ford, Cate Blanchett, Shia LaBeouf, Karen Allen, Ray Winstone, John Hurt, Jim Broadbent
Ocena: 7,5/10
Polub nas na Facebooku!
11 uwag do wpisu “Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki”