Braveheart – Waleczne Serce

Mel Gibson uwielbia historyczne widowiska. Swoją karierę reżyserską rozpoczął co prawda od współczesnego dramatu obyczajowego Człowiek bez twarzy, lecz później nakręcił właśnie Braveheart – Waleczne Serce, Pasję, Apocalypto i Przełęcz ocalonych. Za każdym tez razem nakręcił film dobry bądź wręcz bardzo dobry, lecz nie pozbawiony wad. Tak, tak, nawet Braveheart – Waleczne Serce, uważany niegdyś obok Gladiatora za najlepszy film historyczny, nie jest według mnie filmem idealnym.

Nie zrozumcie mnie źle, to nadal wielkie widowisko, które każdy kinoman powinien choć raz w życiu zobaczyć. Historia trzynastowiecznego szkockiego buntownika Williama Wallace’a ma dobrze zrealizowane sceny bitewne, odpowiednio dramatyczny scenariusz oraz fajną scenografię czy kostiumy. Ma również niezłe tempo, które nie pozwala się nudzić (co w przypadku trwającego blisko trzy godziny obrazu jest sporym osiągnięciem). Gibson oczywiście nieco fabrykuje historię, dodając co nieco od siebie bądź od „Ślepego” Harry’ego, ale trudno się o to go czepiać. Kręci przecież film, a nie bryk historyczny, ma prawo naciągać fakty. Choć nazwanie Wallace’a Walecznym sercem, podczas gdy w rzeczywistości był nim Robert de Bruce, najzwyczajniej w świecie boli. To już mącenie ludziom w głowach!

Nie podobać może się koncepcja jego bohatera. Gibson jest nieco zbyt stary do tej roli, a jego imponująca „peruka” wygląda zabawnie (zwłaszcza w kontekście fryzury, jaką nosił Riggs z Zabójczej broni). W dodatku czyni ze swojego bohatera nieco zbyt radosnego wesołka. Wallace sporo przeżył w swoim życiu. Jako dziecko stracił z rąk Anglików rodzinę, potem jeszcze ukochaną. Tu niby rozpacza za nimi, ale dowcipkuje niemal przez cały czas. Traci przez to część swojej charyzmy. Co – niestety – nie oznacza, że Gibson oszczędził nam patosu. Niestety, Gibson patos uwielbia.

Dlaczego jednak przedstawia Anglików jako nieudaczników, którzy nie byli w stanie przeciwstawić się bandzie nieokrzesanych Szkotów? Uważny widz od początku zauważy, jak schematycznie pokazywani są przeciwnicy bohaterów. Tępawi, chucherkowaci żołnierze w zbrojach, nieudacznicy dowodzący garnizonem, a naprzeciwko nich twardzi mężczyźni, którym nawet strzały wbite w piersi nie przeszkadzają. Jak na film historyczny chcący uchodzić za realistyczny – to ciut za dużo. A podobnych przegięć jest przecież więcej. I dlatego właśnie nie padam na kolana przed Braveheart, choć doceniam kunszt realizacyjny.

Wojciech Kąkol

Braveheart – Waleczne Serce, Braveheart, reż. Mel Gibson, wyst. Mel Gibson, Sophie Marceau, Patrick McGoohan, Catherine McCormack, Brendan Gleeson

Ocena: 7,5/10

Polub nas na Facebooku!

10 uwag do wpisu “Braveheart – Waleczne Serce

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.