
Sprzysięgli się przeciw Terminatorowi, dranie! Nie dość, że część trzecia nie była aż tak wielkim przebojem, jakiego oczekiwano, to jeszcze główny elektroniczny morderca poszedł w politykę i przestał pojawiać się w filmach. W efekcie podczas relizacji Terminator: Ocalenie zapadła decyzja o przeniesieniu akcji w przyszłość, w czasy wojny ludzi z maszynami.
Jest rok… 2018. Nuklearną wojnę znany jako „dzień sądu” mamy już za sobą. Zniszczyła naszą cywilizację. Miasta przypominają obecnie pola bitew, na których niedobitki ludzkości toczą nierówną wojnę z robotami. John Connor (Christian Bale – Wrogowie publiczni, Le Mans 66) prowadzi atak buntowników na jedną z baz Skynetu. Na miejscu odkrywa ofiary okrutnych eksperymentów, mających na celu wykorzystanie ludzkiej tkanki do produkcji nowego typu maszyn – T-800.
John wysadza bazę i rusza w stronę Los Angeles. Nie wie, że zostawił za sobą Marcusa (Sam Worthington – Dług, The Titan), hybrydę o niezidentyfikowanych celach. Wie natomiast, że gdzieś na świecie żyje Kyle Reese (Anton Yelchin – Star Trek), jego przyszły ojciec, i że wróg będzie próbował go zabić. Jak temu zapobiec? I czy Marcusowi można zaufać? Na to pytanie odpowiedź poznajemy dopiero pod koniec projekcji.
Terminator: Ocalenie jest bez wątpienia filmem widowiskowym, zrealizowanym za olbrzymie pieniądze z udziałem znanych i cenionych aktorów (Michael Ironside, Helena Bonham Carter, Bryce Dallas Howard, Common, Moon Bloodgood). Niestety, jest też filmem co najwyżej przeciętnym. Scenariusz służy głównie eksponowaniu kolejnych maszyn i wprowadzaniu efektownych scen walk. Brakuje tu klimatu dwóch pierwszych części.
Najsłabiej wypada początek filmu, chaotyczny, nielogiczny, pozbawiony napięcia. Z czasem Terminator: Ocalenie się rozkręca, by pod sam koniec zaserwować kilka scen robiących niezłe wrażenie. Najbardziej brakuje tu Schwarzeneggera. Kiedy jego komputerowo odmłodzona, wycięta ze starszych produkcji twarz pojawia się na moment na ekranie, wydaje się jak najbardziej na miejscu. Czego nie można powiedzieć o pozostałych aktorach, którzy wypadają nijako. Ani Bale, ani Worthington nie błyszczą, bo nie pozwala im na to scenariusz.
Film w reżyserii McG pozostaje niezłym widowiskiem i raczej słabą odsłoną opowieści o Terminatorze. Fanom blockbusterów zapewnia niezłą rozrywkę, o ile wyrzucą z pamięci poprzednie części cyklu. Najlepiej postrzegać ten obraz jako nie do końca udany spin-off, krótki romans twórców serii z przyszłością. Romans niepotrzebny.
Zobacz, jeśli:
– Lubisz filmy o Terminatorze
– Ciekawi cię, jak naprawdę wyglądał 2018 rok
Odpuść sobie, jeśli:
– Liczysz na powtórkę jakościową z dwóch pierwszych filmów
– Nie lubisz filmów z marnymi scenariuszami
Michał Zacharzewski
Terminator: Ocalenie, Terminator Salvation, 2009, reż. McG, wyst. Christian Bale, Sam Worthington, Moon Bloodgood, Helena Bonham Carter, Anton Yelchin, Jadagrace, Bryce Dallas Howard, Common, Jane Alexander, Michael Ironside, Chris Ashworth, Alan D. Purwin, Roland Kickinger, John Trejo, Victor J. Ho, Zach McGowan, Dylan Kenin, Anjul Nigam, Michael Papajohn, Linda Hamilton
Ocena: 6/10
Polub nas na Facebooku i Twitterze.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.
5 uwag do wpisu “Terminator: Ocalenie”