
Piąty film z serii Terminator mógł nie powstać. Część czwarta – mająca zapoczątkować nową trylogię – nie spodobała się widzom, a serial telewizyjny został ucięty po drugim sezonie. W dodatku właściciel marki niemalże zbankrutował i sprzedał prawa do niej firmie Pacificor, która po roku sprzedała je komu innemu. Nikt nie miał odwagi wyłożyć pieniędzy na część piątą.
Sytuacja zmieniła się, kiedy Arnold Schwarzenegger – wielki nieobecny części czwartej – zakończył swoją karierę polityczną i zapowiedział powrót do kina. Na występ w nowym Terminatorze zgodził się dość szybko, a kiedy on się zgodził, machina produkcyjna ruszyła. Przy okazji zapadła też decyzja, że Terminator: Genisys nie będzie kontynuował opowieści z części czwartej, a wręcz przeciwnie: spróbuje zabawić się z tym, co wydarzyło się w oryginale.
Mamy rok 2029. John Connor (Jason Clarke – Wrogowie publiczni) prowadzi ostateczną ofensywę przeciwko Skynetowi. Zwycięstwo jest blisko, ale… wróg wykonuje „zaskakujący” ruch – wysyła w przeszłość T-800 (Arnold Schwarzenegger – W 80 dni dookoła świata). Jego śladem rusza Kyle Reese (Jai Courtney – Legion samobójców. The Suicide Squad), otwierając zupełnie nową linię czasową. Alternatywną wobec wydarzeń znanym widzom z pierwszego Terminatora.
Wraca Arnold, wraca też dobra zabawa. Choć film nie dorównuje pierwszej czy drugiej części, to jednak trzyma w napięciu. Sceny widowiskowe robią odpowiednie wrażenie, a fabuła jest odpowiednio zamotana. Twórcy potraktowali oryginał z należytym szacunkiem, jednak zdołali zaoferować widzom nową, spójną historię. Zgodnie z obowiązującą modą pośmiali się ze starzejącego się T-800, a nowych fanów próbowali zdobyć humorem.
Dwie rzeczy nie spodobały mi się. Pierwszą jest brak mrocznego klimatu pierwszej części czy choćby niepokojącej świadomości nadchodzącej apokalipsy, którą zaserwowała część druga. Terminator: Genisys to tylko beztroska rozrywka, efektowna, zabawna, pozbawiona głębszych emocji. Druga rzecz stanowi jej konsekwencję. Otóż T-800 nie jest już tą chłodną, pozbawioną uczuć maszyną do zabijania. Uczłowieczył się i chociażby z tego powodu nie jest już tak fascynujący.
A zatem Terminator: Genisys to po prostu niezły blockbuster wykorzystujący popularną markę. Pusty, ale efektowny, bardzo dobrze zrealizowany. Zapewnia dobrą rozrywkę pod warunkiem, że nie porównuje się go z najlepszymi odsłonami serii. To se ne vrati, trzeba patrzeć w przyszłość.
Zobacz, jeśli:
– Lubisz tę serię
– Cenisz blockbustery
Odpuść sobie, jeśli:
– Nie lubisz filmów science fiction
– Nie cierpisz przemocy
– Uważasz, że Arnold jest już za stary na takie role
Michał Zacharzewski
Terminator: Genisys, 2015, reż. Alan Taylor, wyst. Arnold Schwarzenegger, Jason Clarke, Emilia Clarke, Jai Courtney, J.K. Simmaons, Dayo Okeniyi, Matt Smith, Courtney B. Vance, Byung-hun Lee, Michael Gladis, Sandrine Holt, Wayne Bastrup, Gregory Alan Williams, Otto Sanchez, Matty Ferraro, Griff Furst, Nolan Gross, Afemo Omilami, Kerry Cahill
Ocena: 6,5/10
Polub nas na Facebooku i Twitterze.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.
2 uwagi do wpisu “Terminator: Genisys”