Alex Proyas bardzo szybko dołączył do grona czołowych hollywoodzkich reżyserów. Jego Kruk po tragicznej śmierci Brandona Lee stał się filmem kultowym. Mroczne miasto spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem fanów i pewnie sprzedałyby się znacznie lepiej, gdyby tuż po nich do kin nie trafił Matrix. Kolejne produkcje – Garażowe dni, Ja, Robot, Zapowiedź – też mogły się podobać. Ale przez cały ten czas Proyas marzył o widowisku opowiadającym o wierzeniach swoich przodków. Bo choć wychował się w Australii i od lat pracuje w Stanach Zjednoczonych, to urodził się w egipskiej Aleksandrii.
Proyas przygotowywał Bogów Egiptu przez siedem długich lat. Wielokrotnie przerabiał scenariusz, dyskutował bez końca z producentami, gromadził niezbędny budżet (ostatecznie stanęło na 140 milionach dolarów). Całość postanowił nakręcić w rodzinnej Australii, gdzie piasku nie brakuje, a lokalny rząd mocno sprzyja filmowcom. Aż trudno w to uwierzyć, ale aż 46% budżetu zwrócono wytwórni w postaci zwrotów podatkowych, dotacji i stypendiów celowych.
Niestety, Bogowie Egiptu rozczarowują. To tandetne, przeładowane efektami specjalnymi widowisko, które opowiada wtórną historię w sposób przestarzały. Set (Gerard Butler – Świat w ogniu, Dracula 2000) podstępem przejmuje władze w kraju. Zabija faraona, okalecza swojego brata Horusa (Nikolaj Coster-Waldau), uzależnia od siebie kapłanów, zaś naród traktuje jak niewolników. Do walki z nim staje zwykły człowiek, niejaki Bek (Brenton Thwaites – Czarownica, Son of a Gun), a także bogini Hathor (Elodie Yung – Narcopolis, Bodyguard Zawodowiec).
I dzieje się dużo, bo akcja toczy się szybko, a plenery zapierają dech w piersiach. Sama fabuła szybko jednak wpada w koleiny schematu i kompletnie niczym nie zaskakuje. Postaciom brakuje głębi i wiarygodności, niektóre sceny pojawiają się w filmie tylko dlatego, że w założeniach miały być widowiskowe. Niemal każdej scenie towarzyszą rzucające się w oczy efekty komputerowe. Ich nadmiar sprawia, iż wydają się tandetne i niepotrzebne. Nie wspominając o tym, że Egipcjan grają odpowiednio opaleni biali aktorzy – dla miejscowych to równie wielki nonsens co aktor czarnoskóry w roli Jamesa Bonda. W efekcie Bogowie Egiptu przypominają te najbardziej tandetne adaptacje komiksów z Fantastyczną Czwórką na czele.
Chętnie obejrzałbym film o egipskich bogach. Ale nie taki, w którym z ekranu kapie sztucznym złotem, a aktorzy częściej walczą niż mówią. A jak mówią, to bzdury…
Zobacz, jeśli:
– Kochasz Egipt i nic tego nie zmieni
– Lubisz CGI (komputerowe efekty specjalne)
Odpuść sobie, jeśli:
– Liczysz na widowisko na miarę Mrocznego miasta
– Nie cierpisz sztucznej opalenizny
Michał Zacharzewski
Bogowie Egiptu, Gods of Egypt, 2016, reż. Alex Proyas, wyst. Nikolaj Coster-Waldau, Brenton Thwaites, Chadwick Boseman, Elodie Yung, Courtney Eaton, Gerard Butler, Geoffrey Rush
Ocena: 5/10
Polub nas na Facebooku.
2 uwagi do wpisu “Bogowie Egiptu”