Na początku była książka. Kolorowa i zabawna, wydana w 1990 roku przez amerykańskiego rysownika o polsko-żydowskich korzeniach, niejakiego Williama Steiga. Wkrótce po premierze wpadła w ręce amerykańskiego producenta filmowego, Johna H. Williamsa, i tak mu się spodobała, że zaczął nachodzić jednego z przyszłych prezesów wytwórni Dreamworks i namawiać go nakręcenia adaptacji. Okazało się, że myślał o tym również i Steven Spielberg. Chciał nakręcić klasyczną animację zatytułowaną Shrek i powierzyć główne role – ogra i osła – Billowi Murrayowi i Steve’owi Martinowi. Dobrze, że nic z tego nie wyszło.
A nie wyszło, bo Katzenberg uparł się na CGI. Postanowił sfinansować film nowoczesny, dowód potęgi nowego studia filmowego. W dodatku obraz przeznaczony dla publiczności w każdym wieku, a więc kolorowy i z morałem, a jednocześnie szalenie zabawny. Pomysłów miał znacznie więcej, na ich testowanie poświęcono kilka lat. Próbowano łączyć technologię komputerową z żywymi aktorami, później postawiono na zaawansowany motion capture, ostatecznie większość scen zrealizowano tą samą techniką, którą stosował konkurencyjny Pixar. Scenariusz przerabiano kilkadziesiąt razy. Ważne, że się udało. A udało się, bo scenariusz był doskonały.
Shrek to niezbyt przyjemny, gderliwy ogr mieszkający gdzieś na bagnach. Najbardziej na świecie ceni sobie święty spokój i nie przepada za towarzystwem innych osób. Kiedy więc Lord Farquaad swoimi okrutnymi rządami doprowadza do wielkiej migracji postaci z bajek, Shrek postanawia interweniować. Porozmawiać z całym tym Farquaadem, by migrował postacie z bajek gdzie indziej, a najlepiej się odczepił. W podróż wyrusza z nim gadający osioł. Jedyny, który jest w stanie znieść jego towarzystwo (głównie dlatego, że i jego towarzystwa nikt nie może znieść).
Nasączona licznymi popkulturowymi żartami, licznymi slapstickowymi gagami oraz znakomitymi jednozdaniówkami opowieść bawi na całego. Bawi także w polskiej wersji językowej, która jest znakomita. Nie tylko za sprawą Jerzego Stuhra w roli osła. Przygotowane przez Bartosza Wierzbiętę tłumaczenie wprowadziło do naszej rodzimej mowy wiele powiedzonek. Wymieniać można długo: „Żwirek kręci z Muchomorkiem!”, „A jak zobaczysz długi tunel, to nie idź w stronę światła!” czy „Naprawdę, stary, zainwestuj w tic-taki, bo ci jedzie!” to tylko niektóre z nich. A jest ich dużo, dużo więcej.
Pewnie w pierwszej dekadzie XXI wieku nie byłoby tak wielkiego boomu na animacje komputerowe, gdyby właśnie nie Shrek. To bez wątpienia jedna z najzabawniejszych animacji w historii kina, świetnie narysowana, pełna niezapomnianych postaci, z ciekawą historią i szybkim tempem. Nie ma sensu zachęcać do jej obejrzenia, bo pewnie wszyscy mają to już za sobą. A kto nie ma, ten koniecznie musi to zmienić. Inaczej będzie gombrowiczowską trąbą.
Zobacz, jeśli:
– Nie widziałeś
– Widziałeś, ale dawno
Odpuść sobie, jeśli:
– Liczysz na zasiłek z powodu wykluczenia kulturowego
– Uważasz, że śmiech to… na pewno nie zdrowie
Michał Zacharzewski
Shrek, 2001, reż. Andrew Adamson, Vicky Jenson
Ocena: 9/10
Polub nas na Facebooku!
15 uwag do wpisu “Shrek”