O Yeti!

To piękna i mądra bajka o przyjaźni grupki dzieci z najprawdziwszym człowiekiem śniegu. Piękna i mądra, ale nie pozbawiona wad. W swojej wymowie O Yeti! bliższe jest też Praziomkowi niż Misji Yeti, choć wszystkie te produkcje mówią dzieciom jedno: nie szukajcie ich. Dajcie im żyć w spokoju.

Tytułowy stwór wpada w ręce pani naukowiec z potężnym końskim ogonem, sponsorowanej przez równie starego, co bogatego podróżnika Burnisha. Obydwoje chcą zaprezentować swoje znalezisko światu, zdobyć sławę, uznanie bądź pieniądze. Yeti pryska z ich tajnego laboratorium położonego na obrzeżach Szanghaju i ukrywa się na dachu bloku, w którym mieszka nastoletnia Yi razem ze swoją mamą i babcią. Dziewczynka przechodzi trudny okres. Niedawno straciła ojca i teraz poświęca każdą wolną chwilę na… pracę zarobkową. Chce wyruszyć w podróż po Chinach, o czym zawsze marzył jej ukochany tata.

Yi i Yeti oczywiście się spotykają, pokonują początkową nieufność, a potem w przyspieszonym tempie zaprzyjaźniają. Dzień później wraz z dwoma sympatycznymi sąsiadami wyruszają w podróż na Mount Everest, a więc do miejsca, z którego stwór pochodzi. Pośpiech jest konieczny, gdyż przez cały czas depczą im po piętach ludzie Burnisha. Wspólna wyprawa staje się okazją do odwiedzenia tych wszystkich miejsc, w które Yi chciał zabrać ojciec. To również znakomita reklamówka Chin i sposób na przyciągnięcie widzów z tego największego filmowego rynku na świecie. Tak to się teraz robi w Hollywood.

Przyznam szczerze, że film budzi we mnie mieszane uczucia. Jako bajka jest fantastyczny – nie tylko wizualnie, ale i koncepcyjnie. Yeti okazuje się istotą magiczną, a jego moce bardziej pasują do widowisk Studio Ghibli niż siermiężnych amerykańskich produkcji. Niektóre sceny są wręcz urzekające. Z drugiej strony kuleje prowadzenie fabuły. Wyprawa szybko zamienia się w szereg mechanicznie dorzucanych ucieczek i pościgów, a także naciąganych zwrotów akcji. Czuć też, że twórcom zabrakło pomysłu na efektowny i wzruszający finał.

Yeti z tego filmu wygląda jak wielka, pluszowa zabawka, którą dzieci z pewnością pokochają. Trudno też nie zachwycić się plenerami, choćby Wielkim Buddą z Leshan, oraz muzyką skomponowaną przez Ruperta Gregsona-Williamsa. Ten ostatni radzi sobie coraz lepiej w filmowym świecie, a mimo to dla przeciętnego widza pozostaje postacią anonimową. Kto wie, czy już niedługo się to nie zmieni.

Podoba mi się też kierunek, jaki obrała Jill Culton. Zamiast iść w kolejne „prześmieszone” produkcje, postawiła na ciepły klimat i smak przygody. Nie nakręciła filmu genialnego, ale O Yeti! należy do nielicznych udanych animowanych produkcji 2019 roku. Roku, który z pewnością nie przejdzie do historii gatunku…

Zobacz, jeśli:
– Jesteś dzieckiem bądź masz duszę dziecka
– Kochasz Chiny

Odpuść sobie, jeśli:
– Nie przepadasz za schematami w bajkach
– Liczysz na kolejną komedię animowaną w stylu Shreka

Michał Zacharzewski

O Yeti!, Abominable, 2019, reż. Jill Culton

Ocena: 6/10

Polub nas na Facebooku!

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.