
Seria filmów opowiadających o agentach prywatnej agencji szpiegowskiej Kingsman oczarowała widzów komiksową realizacją. Szalenie widowiskowe, kreatywne i niepozbawione humoru walki, dynamiczna i zaskakująca fabuła, spora brutalność, wreszcie pamiętna scena w kościele pozwoliły jej znaleźć swoje miejsce w historii kina. Zapowiadany na 2019 rok prequel powstawał w bólach. Jego premierę wielokrotnie przekładano, najpierw z powodów artystycznych, później zaś pandemicznych. W końcu jednak King’s Man: Pierwsza misja trafiło do kin i… rozczarowuje.
Historia rozpoczyna się w 1902 roku, kiedy to do obozu koncentracyjnego założonego podczas wojny burskiej i prowadzonego przez księcia Oxfordu Orlando (Ralph Fiennes – Nie czas umierać) przybywa jego żona wraz z synem. Dochodzi wówczas do ataku, kobieta zostaje śmiertelnie ranna, a książę przysięga jej, że będzie trzymał syna z daleka od wszelkich wojen. Że zadba o jego bezpieczeństwo. W efekcie w 1914 roku Conrad (Harris Dickinson – Czarownica 2) pali się do akcji, ale trzymany jest przez tatę na angielskiej prowincji…
No właśnie, to rok 1914. Wiemy, co się za chwilę wydarzy. King’s Man: Pierwsza misja opowiada nam historię alternatywną czy wręcz teorię spiskową, wedle której tajemniczy Pasterz hodujący kozy na wielkiej skale decyduje o losach ówczesnego świata. Za sprawą swoich ludzi, ministrów, generałów, zamachowców, dąży do wywołania wojny i zniszczenia wielkich imperiów. A bohaterowie, zwłaszcza Orlando, biorą w tym wszystkim udział. Są przy zamachu na księcia Ferdynanda w Sarajewie i spotykają się w Rosji z Rasputinem (Rhys Ifans – Formuła). W tle pojawiają się zaś okopy i bezsensowna pozycyjna jatka.
Są w King’s Man: Pierwsza misja sceny znakomite, nakręcone z rozmachem, nie gorsze od tych z pierwszej części. Trudno na przykład nie zachwycać się takim Rasputinem i jego baletowymi popisami. Szkoda więc, że nowy film Vaughn jest… przegadany i przepolitykowany. Wątek antywojenny okazuje się łopatologiczny i boleśnie przewidywalny, zaś większości postaci brakuje choćby odrobiny charyzmy. Wielokrotnie łapałem się na tym, że czekam, aż coś wreszcie zacznie się dziać, tymczasem bohaterowie rozmawiali, rozmawiali i rozmawiali. A kiedy człowiek podczas seansu łapie się, że na coś czeka i czeka, to nie jest dobrze…
Zobacz, jeśli:
– Kochasz tę serię
– Lubisz kino Vaughna
Odpuść sobie, jeśli:
– Liczysz na szybkie tempo i mnóstwo akcji
Michał Zacharzewski
King’s Man: Pierwsza misja, The King’s Man, 2021, reż. Matthew Vaughn, wyst. Ralph Fiennes, Gemma Arterton, Rhys Ifans, Matthew Goode, Tom Hollander, Harris Dickinson, Daniel Brühl, Djimon Hounsou, Charles Dance, Aaron Taylor-Johnson, Stanley Tucci, Alexandra Maria Lara, Neil Jackson, Alison Steadman, Robert Aramayo, Ross Anderson, Branka Katić, Mateusz Balcerek, August Diehl
Ocena: 5/10
Polub nas na Facebooku i Twitterze.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.
5 uwag do wpisu “King’s Man: Pierwsza misja”