Źle się dzieje w El Royale

Tarantino. To nazwisko musi paść nawet w tak krótkiej recenzji Źle się dzieje w El Royale jak ta poniżej. Film pod względem konstrukcji przypomina produkcje tego właśnie reżysera. Przypomina też Nienawistną ósemkę. Tu też mamy jeden tylko budynek i garść przypadkowych ludzi, którzy spotkają się i spędzają razem jeden dzień. Jest parę wystrzałów, trochę zręcznie wplecionych retrospekcji, wreszcie szpulka z filmem pełniąca rolę tarantinowskiej walizki z bagażnika. Drew Goddard nie jest jednak tak wulgarny, tak mroczny i krwawy. Nie ma takiej swady do pisania zabawnych dialogów. Nie ma tego wyczucia tempa. Dlatego nakręcił film dobry, ale… nic ponadto.

Wszystko rozpoczyna się od teatralnej sceny, w której tajemniczy mężczyzna chowa pod podłogą pokoju hotelowego niewielki kuferek. Dziesięć lat później ponownie odwiedzamy El Royale, hotel położony na granicy Kalifornii i Nevady (linia graniczna dzieli budynek na pół, różnicując ceny pokoi i serwowane napoje). Przybytek podupadł i nie jest zbyt często odwiedzany. Pewnie dlatego recepcjonista (Lewis Pullman) jest jednocześnie barmanem, sprzątaczką i głównym technikiem. W dodatku niezbyt zapracowanym.

Pewnego dnia pojawiają się jednak goście. To ksiądz (Jeff BridgesKingsman: Złoty krąg, Aż do piekła), czarnoskóra piosenkarka w drodze do Reno (Cynthia Erivo), obwoźny sprzedawca odkurzaczy (Jon HammBerek, Baby Driver), wreszcie młoda hipiska (Dakota JohnsonJak to robią single, Nowe oblicze Greya) ze związaną nastolatką (Cailee SpaenyPacific Rim: Rebelia). Każde przyjeżdża w innym celu. Ich ścieżki życia przetną się nagle i nieubłaganie, w efekcie poleje się krew. Wcześniej jednak poznamy historię każdego z bohaterów.

Źle się dzieje w El Royale ma przede wszystkim niesamowity klimat neo-noir. Historia sączy się gdzieś między pięknymi kadrami okraszonymi przyjemną muzyką i stopniowo bardziej gmatwa. Ciągle jesteśmy zaskakiwani nowymi zwrotami akcji i niespodziankami. Także rozmowami, bo to one napędzają fabułę i dają wykazać się świetnym aktorom. Chwilami jednak brakuje im ikry. Chwilami akcja toczy się zbyt powoli. Co prawda rekompensują to świetne mastershoty oraz wspomniane zdjęcia, ale… film pozostawia pewne uczucie niedosytu. Jest klimatyczny, efektowny, bardzo przyjemny, ale za długi. No i pusty, jeśli chodzi o postacie. To wydumane wydmuszki!

Scen zbędnych jest tu niemało. Niektóre zupełnie nic nie wnoszą do opowieści i spokojnie można by się ich pozbyć. Pewnie służyły Goddardowi do zbudowania klimatu, ale jest ich zbyt wiele. Długimi momentami widz siedzi w kinie i czeka, aż coś się wydarzy albo przynajmniej rozmowa doprowadzi do jakiegoś konkretu. Gdzieś w tle pojawia się Wietnam, sekty, rasizm czy afery seksualne polityków. Tematy zostają poruszone, ale w żaden sposób niezgłębione. Dlatego to tylko dobry film. Zwyczajnie mógł być lepszy.

Zobacz, jeśli:
– Lubisz kino w stylu Tarantino
– Cenisz sobie klimat

Odpuść sobie, jeśli:
– Uważasz, że za opowieścią powinna iść treść
– Byłeś nad Tahoe i wiesz, że tam nie ma takiego hotelu

Michał Zacharzewski

Źle się dzieje w El Royale, Bad Times at the El Royale, 2018, reż. Drew Goddard, wyst. Jeff Bridges, Cynthia Erivo, Dakota Johnson, Jon Hamm, Chris Hemsworth, Cailee Spaeny, Lewis Pullman, Nick Offerman

Ocena: 7,5/10

Polub nas na Facebooku!

6 uwag do wpisu “Źle się dzieje w El Royale

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.