
To największy hit 2021 roku. Film, który w ciągu zaledwie kilku dni zdystansował konkurencję i udowodnił, że nawet w trudnych, pandemicznych czasach można nakręcić gigantyczny przebój. Spider-Man: Bez drogi do domu to również jedna z najlepszych odsłon serii, eksplorująca ekscytującą i niezwykle pojemną koncepcję multiwersum znaną już z animowanego Spider-Man: Uniwersum. A że w dość prymitywny sposób jedzie na sentymentach? Cóż, mnie to nie przeszkadza.
Poprzednia część serii – Spider-Man: Daleko od domu – miała bodaj najlepsze sceny „po napisach” w historii. W pierwszej i najważniejszej z nich Mysterio wyjawiał światu tożsamość człowieka-pająka. W Spider-Man: Bez drogi do domu potraktowano to po macoszemu. Świat rzeczywiście dowiaduje się, kim jest Peter Parker (Tom Holland – Wojna o prąd). Chłopak momentalnie staje się obiektem zainteresowania mediów. W szkole też budzi sensację, właściwie na każdym kroku towarzyszy mu elektroniczny trzask migawek telefonów komórkowych. Co gorsza, z jakichś idiotycznych i kompletnie niezrozumiałych powodów zarówno on, jak i jego dziewczyna (Zendaya – Diuna) i najlepszy kumpel (Jacob Batalon) zostają odrzuceni przez wszystkie ważne uczelnie. Jednym słowem ich życie wali się w gruzy.
Parker czuje się winny i chce to odkręcić. Pomocy szuka u swojego przyjaciela z czasów Avengersów, czarnoksiężnika Strange’a (Benedict Cumberbatch – 1917). Ten beztrosko proponuje mu zaklęcie, w wyniku którego świat zapomni o zarówno o nim, jak i jego tajemnicy. Niestety, zaklęcie nie do końca się udaje, w wyniku którego do naszego świata trafiają szumowiny z innych wymiarów. Dla fanów starych filmów o Spider-Manie to doskonała okazja, by zobaczyć starą gwardię z Zielonym Goblinem, Electro czy doktorem Octopusem na czele.
I wszystko to jest fajne. Szalenie widowiskowe, dynamiczne, autentycznie śmieszne, a niekiedy wzruszające do łez. Spider-Man: Bez drogi do domu ma wszystkie cechy wielkiego, świetnie zrealizowanego przeboju, co najmniej kilka niesamowitych niespodzianek (skutecznie zepsutych za pomocą zwiastunów), do tego mnóstwo hermetycznych żartów zrozumiałych tylko dla miłośników serii. Kompletnie nie dziwię się fanom, że są w tym filmie zakochani. Choć jednocześnie wiem, że ma on swoje wady.
Pierwszą jest rozczarowująca wizja świata, która wie, kim jest Peter Parker. Drugą są wspomniani przedstawiciele starej gwardii, którzy tu – z uwagi na swoją liczbę – okazują się niezbyt strasznymi i mało skutecznymi mięczakami. Od psychologicznej strony kompletnie nie przekonują, a niektóre ich decyzje są dla mnie niezrozumiałe. Po trzecie wreszcie, nieco sztamowo wypada ostatnia walka z obowiązkowymi w ostatnich czasach rusztowaniami (Shang-Chi, Venom 2), podobnie jak i patenty zerżnięte z Incepcji. W Spider-Man: Bez drogi do domu bardzo brakuje choćby jednej oryginalnej sceny, dynamicznej, zaskakującej, będącej czymś nowym…
Ten film nie rozczaruje fanów. Tych starszych nawet rozczuli. Nie jest jednak aż tak dobry, jak głosi fana. Jest naprawdę dobry… i tyle.
Zobacz, jeśli:
– Lubisz Spider-Mana
– Ciekawią cię alternatywne wymiary
– Masz sentyment do poprzednich serii o Spider-Manie
– Kochasz komiksowe blockbustery
Odpuść sobie, jeśli:
– Masz nadzieję, że film jest mniej durny od poprzednich
Michał Zacharzewski
Spider-Man: Bez drogi do domu, Spider-Man: No Way Home, 2021, reż. Jon Watts, wyst. Tom Holland, Zendaya, Benedict Cumberbatch, Jacob Batalon, Jon Favreau, Jamie Foxx, Willem Dafoe, Alfred Molina, Benedict Wong, Tony Revolori, Marisa Tomei, Andrew Garfield, Tobey Maguire, Angourie Rice, Arian Moayed, Paula Newsome, Hannibal Buress, Martin Starr, J.K. Simmons, Rhys Ifans, J.B. Smoove, Charlie Cox, Thomas Haden Church, Tom Hardy
Ocena: 7/10
Polub nas na Facebooku i Twitterze.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.
6 uwag do wpisu “Spider-Man: Bez drogi do domu”