
To jeden z najbardziej oczekiwanych filmów tego roku. I film udany. Diuna czaruje przepięknymi, szerokimi kadrami, świetnie dobranymi plenerami, imponującymi projektami maszyn i wnętrz. Zachwyca również przemyślaną narracją i historią opowiedzianą w sposób inteligentny, z poszanowaniem dla widza. Bardzo dobrze spisują się też doskonale dobrani aktorzy. I choć chwalę, to od razu dodaję, że nie jest to obraz pozbawiony wad.
Diuna powstała na podstawie kultowej powieści Franka Herberta. Powieści rozbudowanej, o skomplikowanej fabule, którą niezwykle trudno przenieść na język kina. W latach 80. próbował zrobić to David Lynch i wielu widzów rozczarował. Nie udał się też miniserial zrealizowany na przełomie wieków. Denis Villeneuve z pojedynku z tekstem wyszedł zwycięsko, choć dokonał licznych uproszczeń. Takiego Rabbana Harkonnena (Dave Bautista – Król Skorpion 3) przedstawił jako prościutkiego podkomendnego, a kilku wątków nawet nie dotknął. No i najważniejsze – Diuna to zaledwie niecała połowa książki. Akcja urywa się, kiedy wreszcie zaczyna się rozkręcać.
Film Villeneuve’a można nazwać „politycznymi Gwiezdnymi wojnami”, bo właśnie polityka odgrywa w nim olbrzymią rolę. Z rozkazu Imperatora ród Harkonnenów opuszcza tytułową Diunę, pustynną planetę będącą jedynym źródłem niezwykle cennej substancji zwanej melanżem. Ich miejsce zajmują rosnący w siłę Atrydzi. To nie przypadek. Imperator zaczyna obawiać się ich wpływów i chce doprowadzić do konfliktu pomiędzy dwoma najpotężniejszymi rodami. Udziela nawet Harkonnenom wsparcia, wysyłając im oddziały saudarkarów.
Wydarzenia te obserwujemy oczami Paula (Timothée Chalamet – Małe kobietki), syna księcia Leto Atrydy. Chłopaka dręczą sny o pochodzącej z Diuny dziewczynie (Zendaya – Malcolm i Marie), której nigdy nie spotkał. Może to mieć coś wspólnego z rolą, jaką przewidziała dla niego matka, należąca do tajemniczego zakonu. Niektórzy twierdzą nawet, że Paul może być mesjaszem, na którego od lat czekają rdzenni mieszkańcy pustynnej planety, Fremeni.
Fani filmów Villeneuve znajdą tu charakterystyczne dla niego długie ujęcia, nieśpieszne tempo akcji, niechęć do popcornowych fajerwerków. Pewnie docenią też klimatyczną muzykę i zaakceptują to, że w Diunie niewiele się dzieje. To tak naprawdę zawiązanie akcji i przygotowanie na wydarzenia, do których dojdzie w części drugiej. Tylko że to naprawdę przyjemne przygotowanie, a piękno kadrów sprawia, że ten akurat film warto obejrzeć w kinie.
Zobacz, jeśli:
– Lubisz kino Villeneuve’a
– Bałeś się, że nie znając książki nic nie zrozumiesz
– Uwielbiasz pustynie z Lawrence’a z Arabii
Odpuść sobie, jeśli:
– Liczysz na głębokie, dobrze zniuansowanie postacie
– Z założenia wiesz, że ekranizowanie tak złożonej powieści nie ma sensu
Michał Zacharzewski
Diuna, Dune: Part One, 2021, reż. Denis Villeneuve, wyst. Timothée Chalamet, Rebecca Ferguson, Oscar Isaac, Jason Momoa, Stellan Skarsgård, Stephen McKinley Henderson, Josh Brolin, Javier Bardem, Sharon Duncan-Brewster, Zendaya, Chen Chang, Dave Bautista, David Dastmalchian, Charlotte Rampling, Babs Olusanmokun, Souad Faress, Golda Rosheuvel, Roger Yuan, Neil Bell, Seun Shote
Ocena: 8/10
Polub nas na Facebooku i Twitterze.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.
Jedna uwaga do wpisu “Diuna (2021)”