Mission: Impossible: Fallout

Tak właśnie powinny wyglądać filmy sensacyjne. Efektowne, dynamiczne, nakręcone w interesujących plenerach, pełne dynamicznych pościgów i bijatyk. W dodatku okraszone niewielką ilością efektów specjalnych, bo czym ich przesyt skutkuje, przekonaliśmy się w Drapaczu chmur. Mission Impossible: Fallout oszałamia już od pierwszych scen i – że użyję wyświechtanego sformułowania – nie pozwala napięciu opaść choćby na sekundę. Potwierdza tym samym, że seria, mimo imponującego wieku, wciąż ma się dobrze.

Choć być może to Tom Cruise (Mumia, Barry Seal) ma się dobrze? Lata lecą, przybywa zmarszczek na twarzy, a ten wciąż szybko biega i znakomicie się bije. Podobnie jak Jackie Chan, większość scen kaskaderskich wykonuje sam, co często kończy się kontuzjami. Mam jednak wrażenie, że film na tym zyskuje. Staje się bardziej autentyczny i przez to znacznie bardziej widowiskowy. Mission Impossible: Fallout to zresztą hołd dla sprawności fizycznej bohatera, który dokonuje cudów, byle tylko wykonać powierzone mu zadanie. Cruise niemalże nie znika z ekranu, co nie przeszkadza, bo naprawdę trudno oderwać od niego wzrok.

Jego bohater, Ethan Hunt, nie jest jednak nieomylny. Popełnia błąd w Berlinie. Zamiast skupić się na zadaniu, rzuca się na ratunek swojemu wieloletniemu partnerowi. Wyciąga go oczywiście z opresji, ale traci trzy głowice z plutonem. Teraz będzie musiał zrobić wszystko, by nie wpadły w ręce groźnego terrorysty planującego zaprowadzić nowy porządek na świecie. Nas, widzów, czeka więc bardzo efektowna bijatyka w męskiej toalecie, uliczny pościg na motocyklach, ekwilibrystyczny skok ze spadochronem czy chociażby obłędna pogoń za śmigłowcem.

Co jak co, ale sceny akcji Christopher McQuarrie potrafi kręcić. Ma odpowiednie wyczucie rytmu i skutecznie unika przesady. Pokazuje rzeczy spektakularne, ale wiarygodne w ramach konwencji. Bo Mission Impossible: Fallout to – podobnie jak seria o przygodach Jamesa Bonda – film toczący się w nieco innej niż nasza rzeczywistości. Tu szpieg zawsze przedstawia się swoim imieniem i nazwiskiem oraz nigdy nie zostaje rozpoznany, a terroryści zawsze mają szaleńcze plany zdominowania świata. Do tego dochodzi cecha charakterystyczna serii, lateksowe maski, za pomocą których można się przeistoczyć w zupełnie inną osobę. Także i w Fallout odegrają one ważną rolę.

Mission Impossible: Fallout to niewątpliwie gratka dla tych wszystkich widzów, którzy pokochali poprzednie części. Seria być może się nie rozwija, ale trzyma stały poziom. To bardzo dobre kino akcji, nakręcone przez fachowców i pozbawione dłużyzn. Chciałoby się widzieć więcej tego typu produkcji na srebrnym ekranie. Bo takie Drapacze chmur to zupełnie inna, niższa liga.

Zobacz, jeśli:
– Lubisz tę serię
– Albo knypka Cruise’a
– Albo jeszcze kogoś innego z obsady
– A może Berlin, Paryż, Londyn cię kręci?

Odpuść sobie, jeśli:
– Jamesa Bonda uważasz za nudnawą bajkę

Michał Zacharzewski

Mission Impossible: Fallout, 2018, reż. Christopher McQuarrie, wyst. Tom Cruise, Henry Cavill, Ving Rhames, Simon Pegg, Rebecca Ferguson, Sean Harris, Angela Basset, Vanessa Kirby, Alec Baldwin

Ocena: 8/10

Polub nas na Facebooku!

6 uwag do wpisu “Mission: Impossible: Fallout

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.