Wysokobudżetowe adaptacje komiksów sprzedają się świetnie, ale nie wszystkie hollywoodzkie studia mają do nich prawa. Dlatego za wszelką cenę usiłują znaleźć inne uniwersum, które przyniosłoby podobne zyski. Jedni chcą ożywiać gigantyczne potwory (Kong: Wyspa Czaszki), inni straszydła z klasycznych powieści (Dracula: Historia nieznana, Mumia). Niestety, póki co sprzedają się one przeciętnie lub wręcz słabo. Nie od dziś – także Ja Frankenstein sprzed trzech lat nawet nie otarł się o finansowy sukces.
Film powstał na podstawie komiksu Kevina Grevioux, jednak jest klasyczną współczesną opowieścią o potworach. Słynny potwór doktora Frankensteina (Aaron Eckhart – Sully, Londyn w ogniu) urasta tu do miana współczesnego superbohatera, człowieka niemalże niezniszczalnego, muszącego poświęcić wiele w walce ze złem. Reprezentują je demony od lat próbujące podbić Ziemię. Nierówną walkę z nimi toczy gargoyle dowodzone przez królową Leonore (Miranda Otto – Eskorta). Problem w tym, że książę-demon Naberius (Bill Nighy – Dumni i wściekli, Ósma strona) rośnie w siłę…
Ja, Frankenstein nie jest oczywiście horrorem. To widowiskowe kino akcji z mnóstwem efektów specjalnych, widowiskowymi bijatykami i sporą demolką. Wizualnie wygląda to nieźle, ba, nawet trzyma w napięciu. Problemem jest scenariusz, na który składają się toporne dialogi i schematyczne postacie. Doskonale sprzedające się adaptacje komiksów zrealizowane przez Marvela wyróżniają się autoironicznym humorem. Tu żartów właściwie nie ma, a tonacja serio nie sprawdza się. Zwłaszcza, że widz czasami śmieje się z naiwności fabuły.
Najgorsze, że aktorzy chwilami dostosowali się do poziomu tekstów. W wielu scenach widać, że nie do końca czują konwencję filmu i nie bardzo wiedzą, w jaki sposób maja grać. Cóż, Stuart Beattie to przede wszystkim scenarzysta, a nie reżyser. W swoim dorobku ma teksty dobre – jak choćby do Zakładnika – jak i złe (G.I. Joe: Czas Kobry). Teraz na własnej skórze przekonał się, jak wiele zależy od dobrze napisanych dialogów, sensownej fabuły i ciekawych postaci. Ciekawe, czy zmieni sposób, w jaki pisze?
Wojciech Kąkol
Ja, Frankenstein, I, Frankenstein, reż. Stuart Beattie, wyst. Aaron Eckhart, Yvonne Strahovski, Miranda Otto, Bill Nighy, Jai Courtney
Ocena: 5,5/10
Polub nas na Facebooku!
5 uwag do wpisu “Ja, Frankenstein”