Sully

zdalaClint Eastwood od lat kręci znakomite filmy. Doskonale zrealizowane, niespieszne, inteligentne i świetnie zagrane, stanowią z reguły wielką kinową ucztę. Sully jednak nieco zachodzi. Opowiada o doświadczonym pilocie, który w 2009 roku wylądował awaryjnie na rzece Hudson w Nowym Jorku. Bez strat w ludziach! Aż dziwne, że w tej niesamowitej historii najbardziej brakuje … dobrej historii właśnie.

Powiedzmy sobie szczerze – film trwa niecałe 100 minut, a sam lot zaledwie kilka. Wkrótce po starcie samolot wpadł w stado ptaków i uszkodził oba silniki. Pilot uznał, że nie zdoła dolecieć do lotniska, i dlatego podjął decyzję o lądowaniu na rzece. Chwilę później było już po wszystkim. Dzięki szybkiej akcji straży przybrzeżnej oraz służb miejskich żaden z jego 155 pasażerów nie ucierpiał. Ile trwa to na ekranie? Góra trzydzieści minut. Nic dziwnego, że Eastwood kilkukrotnie wraca do kluczowych chwil lotu i powtarza je, poszerzając o kolejne szczegóły.

Reszta projekcji opowiada o tym, co działo się po lądowaniu. Najpierw media oszalały na punkcie bohaterskiego kapitana, nieznajomi ludzie rzucali mu się na szyję, czołowi dziennikarze zapraszali na spotkania. W tle pracowała jednak komisja do spraw wypadków. Jej przedstawiciele mieli sporo wątpliwości. Czy jeden z silników, choć niewątpliwie uszkodzony, aby przypadkiem nie działał? Czy rzeczywiście nie dało się dolecieć do żadnego lotniska? Stawką było ubezpieczenie za zniszczony samolot oraz cała kariera Sully’ego. Gdyby okazało się, że popełnił błąd, straciłby pracę, ale i emeryturę. Zostałby z niczym.

To byłby temat na film, gdyby Sully świetnie zagrany przez Toma Hanksa usiłował w jakiś sposób udowodnić swoją niewinność. Gdyby przeprowadził śledztwo, znalazł uchybienia czy wręcz dowody potwierdzające jego słowa. Tu owa obrona już podczas oficjalnego przesłuchania sprowadza się do właściwie jednego zdania. Dużo ważniejsze są wątpliwości głównego bohatera. Serce podpowiada mu, że wszystko zrobił dobrze, rozum zaś, że mógł się jednak pomylić. Dylematy moralne odzierają film ze zbędnego patosu, bohatera czynią zaś zwykłym człowiekiem.

Idąc do kina trzeba mieć świadomość, że to nie kino akcji ani też obraz katastroficzny, w którym zaprzyjaźniamy się z pasażerami, by później drżeć o ich życie. To obraz człowieka, który sporo w życiu osiągnął i dokonał – wydawałoby się – niezwykłego czynu. Okazuje się jednak, że to wcale nie takie oczywiste. Że wszystko zależy od patrzącego i jego perspektywy. I że pytanie „a może dałoby się?” będzie mu towarzyszyć do końca życia.

Michał Zacharzewski

Sully, reż. Clint Eastwood, wyst. Tom Hanks, Aaron Eckhart, Laura Linney

Ocena: 6,5/10

 

6 uwag do wpisu “Sully

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.