Deadpool

zdalaTen film od początku zapowiadał się na jeden wielki żart. Przede wszystkim nikogo nie interesował. Biedny Ryan Reynolds odbijał się od drzwi kolejnych producentów, którzy po wysłuchaniu jego pomysłu uśmiechali się jedynie pobłażliwie i mówili trzyliterowe słowo na N (no dobra, dwuliterowe, bo to przecież Amerykanie). Kiedy w końcu zdecydowali się dać zielone światło Deadpoolowi, rzucili na stół marne 58 milionów dolarów. Łzawy dramat z nizin społecznych potrafi tyle kosztować, ale nie film o superbohaterach. Tu trzeba superbudżetu! Najnowszy Iron Man kosztował przecież 200 milionów, The Avengers 280 milionów, a zapowiadający się na największy przebój tego roku Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości równe ćwierć miliarda.

Jazda bez trzymanki

I jeszcze te pomysły Reynoldsa! Komediowy wydźwięk. Wulgarność i przemoc, a co za tym idzie, kategoria wiekowa R. Zlikwidowanie czwartej ściany, czyli bohater zwracający się bezpośrednio do widzów, mający świadomość, że występuje w filmie. Brak wielkich gwiazd w obsadzie! Jeszcze jesienią obawiano się, czy Deadpool zwróci koszty produkcji. Dziś takich obaw już nie ma. Film to gigantyczny sukces i jeden z największych sukcesów tego roku. Jak to się stało?

Przyczyn jest oczywiście wiele, a pierwszym wydaje się doskonale przeprowadzona kampania reklamowa. Autorzy postawili na pracę u podstaw w Internecie, świetną komunikację z fanami i szczegółowe relacje z planu. Zaangażowany w ów proces Reynolds zasypywał serwisy internetowe zabawnymi zdjęciami, tekstami i filmikami, widać było, że bardzo mu na tym projekcie zależy. Traktował go osobiście i kładł swój „autorytet” na szali. Walczył o kategorię R, choć producenci chcieli zbić ją do PG-13. Obiecywał, że nie nakręci filmu dla dzieci. Zarzekał się, że dotrzyma słowa. I spełnił swoje obietnice. Tym zasłużył na szacunek fanów.

Do tego Deadpool był promowany regionalnie i zupełnie od czapy. Regionalnie, bo kręcono filmiki dedykowane poszczególnym regionom geograficznym, Azji, Australii, Europie, Stanom Zjednoczonym. I nie były to zbitki kadrów, a oddzielne, kilkudziesięciosekundowe filmiki, w których główny bohater dawał próbkę swojego nieszablonowego humoru. A czemu od czapy? Ano choćby dlatego, że Deadpool od pewnego czasu promowany był jako idealny film na walentynki. A przecież to krwawa, brutalna, szowinistyczna komedia, jakże daleka od stereotypowego obrazu nakręconego z myślą o tym święcie…

Dobra zabawa

Przede wszystkim zaś Deadpool to film udany. Rzeczywiście sprawnie nakręcony, ż efektownymi scenami akcji i trzymającymi w napięciu sekwencjami. Do tego autentycznie zabawny. Znacznie zabawniejszy od wielu produkcji, które uchodzą za komedie. Głównego bohatera poznajemy podczas efektownej akcji, w której rozprawia się z kilkunastoma przeciwnikami przy pomocy ograniczonej liczby kul. W międzyczasie opowiada nam historię swojego życia, wielkiej miłości i ciężkiej choroby, w wyniku której trafił do szemranego lekarza, stracił twarz, ale zyskał ponadnaturalne zdolności. A teraz się mści…

To z pewnością nie jest kino dla wszystkich. Wiele osób wychodzi z niego zniesmaczonych bądź zawiedzionych, gdyż po wyjątkowo przychylnych recenzjach spodziewali się czegoś lepszego. Deadpool nie jest czymś lepszym. Jest po prostu bardzo fajną ekranizacją komiksu. Niepokorną, zakręconą, dynamiczną, nieco zaskakującą, bo inną niż konkurencja. Przy takim nastawieniu powinna się spodobać. Ciekawe, czym zaskoczy część druga?

Michał Zacharzewski
Ocena: 8/10