Syn Szawła

zdalaOświęcim to temat trudny. Nawet bardzo trudny. Znalezienie chętnych na wyprawę do kina na znakomity węgierski film Syn Szawła jest wiec sporym wyzwaniem. Oscar dla najlepszego filmu zagranicznego niewiele tu pomoże…

Nowe spojrzenie

A szkoda, bo to obraz warty zobaczenia, zupełnie inny od obozowych produkcji, które do tej pory mieliśmy okazję oglądać w kinie. To historia niejakiego Auslandera, członka oświęcimskiego sonderkommando, czyli składającej się więźniów grupy roboczej, zatrudnionej do zaganiania ludzi do komór gazowych, przeszukiwania pozostawionych przez nich ubrań, obsługiwania pieców krematoryjnych czy usuwania z nich popiołów. Pewnego dnia mężczyzna dostrzega wśród ciał umierającego chłopca. Widzi w nim swojego syna i dlatego postanawia urządzić mu pogrzeb. W obozie. Z rabinem zmawiającym modlitwy. Wymaga to naprawdę niezłej gimnastyki, sporych znajomości, przekupstwa, no i podjęcia ryzyka…

W efekcie Auschwitz z filmu to nie płoty i pasiaki oraz rzędy wygłodzonych, zmaltretowanych ludzi, a niekończące się betonowe korytarze, wielkie piece, ciasne koje, sale szpitalne, place, po których maszerują więźniowie. Magazyny. Szatnie. Schody. No i las nad rzeką, do której więźniowie wrzucają łopatami prochy i popiół. To rok 1944. Umierało wtedy dwanaście tysięcy osób dziennie. To była sprawnie funkcjonująca fabryka śmierci i to możemy zobaczyć na ekranie.

Wstrząsa to, czego nie widzimy

Reżyser László Nemes zdecydował się nakręcić film „z ręki”, w dodatku ostrość kierując na pierwszy plan. To, co dzieje się w tle, pozostawił nieostre. Dzięki temu oszczędził nam brutalnych scen, choć jednocześnie pozwolił pracować wyobraźni. Tak jest chociażby w scenie gazowania Żydów. Widzimy, jak członkowie sonderkommando zapędzają ich do szatni, każą się rozebrać, po czym zamykają w pomieszczeniu z „prysznicami” i zamykają drzwi. Potem słyszymy już tylko ich wycie, walenie w ściany. Kto wie, czy efekt nie jest lepszy niż gdyby pokazano to w całości.

W tle – gdzieś spoza kadru – nieraz słychać polskie głosy. Sporo jest przekleństw, a paru przedstawionych na ekranie polskich kapo pozostawia okropne wrażenie. Niektórzy widzowie twierdzą więc, że Syn Szawła to drugi pod rząd antypolski film nagrodzony Oscarem. Cóż, w sumie nie dziwi mnie to podejście. Ostatnio jeśli mówi się u nas o Oświęcimiu, to w kontekście „polskich obozów” opisywanych przez zachodnią pracę. Obraz Nemesa przypomina nam, co tak naprawdę powinno być tematem rozmowy. Byle z dala od polityki…

Michał Zacharzewski

„Syn Szawła”, Węgry 2015, reż. László Nemes, wyst. Géza Röhrig, Levente Molnár, Urs Rechn

Ocena: 9/10

 

3 uwagi do wpisu “Syn Szawła

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.