
Pokoje są cztery i filmy cztery. To dwudziestominutowe nowelki utrzymane w tonacji czarnej komedii. Każdą z nich wyreżyserował ktoś inny, każda też ma inną obsadę. Wszystkie łączy postać nieco szurniętego recepcjonisty, który wziął zastępstwo na sylwestrową noc i liczył na święty spokój…
Pierwsza historyjka w reżyserii Allison Anders opowiada o kilku kobietach wprowadzających się do apartamentu dla nowożeńców. Szybko okazuje się, że to wiedźmy, które zamierzają rzucić zaklęcie na swoją boginię, niejaką Dianę (Amanda De Cadenet). Co im z tego wyjdzie i jaki składnik będzie musiał dostarczyć nieszczęsny recepcjonista Ted (Tim Roth – Niesamowity Hulk)? Dość powiedzieć, że jedną z bohaterek gra Madonna (Cienie i mgła).
Za drugą opowieść odpowiada Alexandre Rockwell. W jego pokoju niejaki Sigfried (David Proval) wyciąga broń i oskarża biednego Teda, że przespał się z jego żoną Angelą (Jennifer Beals – Lawirant). Bohater nie wie, czy gość ma nierówno pod sufitem czy też może przeżył załamanie nerwowe i należy mu pomóc. A może po prostu go nabiera, wciągając w jakąś dziwaczną, perwersyjną grę.
Część trzecią wyreżyserował Robert Rodriguez. Oto mąż (Antonio Banderas – Wywiad z wampirem) i żona (Tamlyn Tomita – Tekken) zostawiają Teda z dwójką swoich pociech i wybywają na huczną imprezę sylwestrową. Dzieciaki nie zamierzają przesiedzieć tego wieczoru w pokoju. Odpalają szampana, włączają kanał dla dorosłych i rozpoczynają zabawę połączoną z demolowaniem. Biedny recepcjonista stara się nad nimi zapanować.
Ostatnią, czwartą część przygotował Quentin Tarantino. Wcielił się też w słynnego reżysera, Chestera, który nowy rok wita w penthousie ze swoimi przyjaciółmi. Pojawia się wówczas pomysł zakładu, którego stawką jest samochód. Ważną rolę odegra w nim zapalniczka marki Zippo, ponoć niezawodna. Ale czy rzeczywiście?
Cztery pokoje cierpią na przypadłość typową dla wszystkich antologii – są nierówne. Na szczęście nawet te słabsze historie mają spory potencjał komediowy, a sposób, w jakie je połączono, może się podobać. To nie jest jednak film dla wszystkich. Chociażby dlatego, że jest trochę przegadany i w sumie dość płytki. Operuje specyficznym humorem, zaskakuje nietypowymi rozwiązaniami fabularnymi, no i niemal do końca stanowi zabawę z widzem.
Błyszczy Tim Roth w głównej roli i chociażby dla niego warto obejrzeć tę produkcję. Także dla przezabawnej historyjki Rodrigueza, no i pomysłu, na którym oparł swoją historyjkę Tarantino, jak zwykle drwiąc z przyzwyczajeń widzów. To fajne kino, które uświadamia, że antologii powstaje zbyt mało…
Zobacz, jeśli:
– Szykujesz się na sylwestra
– Lubisz produkcje Tarantino
– Chcesz się pośmiać
Odpuść sobie, jeśli:
– Nie cierpisz produkcji feministycznych
– Nie lubisz filmów, w których ludzie gadają i gadają
Michał Zacharzewski
Cztery pokoje, Four Rooms, 1995, reż. Alexandre Rockwell, Allison Anders, Robert Rodriguez, Quentin Tarantino, wyst. Sammi Davis, Amanda De Cadenet, Valeria Golino, Madonna, Ione Skye, Lili Taylor, Alicia Witt, Jennifer Beals, David Proval, Antonio Banderas, Lana McKissack, Patricia Vonne, Tamlyn Tomita, Danny Verduzco, Salma Hayek, Quentin Tarantino, Tim Roth, Marisa Tomei, Lawrence Bender, Marc Lawrence, Paul Calderon, Bruce Willis, Kathy Griffin, Kimberly Blair, Monica Lee Bellais
Ocena: 7,5/10
Polub nas na Facebooku i Twitterze.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.
Jedna uwaga do wpisu “Cztery pokoje”