Nowy Hellboy nie jest taki zły, jak chcieliby krytycy. Ale też nie tak dobry, jak mógłby być, gdyby za kamerą zasiadła ekipa del Toro. Jaka znowu ekipa del Toro? Jeśli tego nie wiesz, szanowny czytelniku, to zapewne nie jesteś fanem Hellboya i możesz odpuścić sobie ten seans. Zbyt wiele treści tu bowiem nie znajdziesz.
Zamotałem, prawda? No dobra, przepraszam, wszystko wyjaśnię. Hellboy narodził się w 1993 roku specjalnym zeszycie wydanym przy okazji Comic-Conu. Spodobał się, bo trudno, żeby się nie spodobał. W końcu jest nie byle jakim pół-demonem, którego w dzieciństwie ściągnęli do naszego wymiaru naziści kierowani przez samego Rasputina. Od tego czasu postarzał się i wyrósł, a zaczął pracę w Biurze Badań Paranormalnych i Obrony. Zajmuje się spuszczaniem łomotu wszelkiej maści potworom, strzygom i upiorom, którzy starają się nam, ludziom, utrudnić życie. Opowiadał o tym Mike Mignola w swoich komiksach, a także Guillermo del Toro (Kształt wody) w dwóch wysokobudżetowych filmach.
Tegoroczny Hellboy to reboot. Demona (przepraszam: pół-demona) gra nowy aktor – David Harbour (Bez litości, Legion samobójców), nowy jest człowiek na stanowisku reżysera (Neil Marshall – Tales of Halloween) oraz sama fabuła. Okazuje się, że w czasie Mrocznych Wieków niejaki król Artur posiekał na kawałeczki krwawą królową Nimue (Milla Jovovich – Resident Evil, Czwarty stopień), a następnie zakopał w pięciu stronach świata. Teraz jakiś demon w świńskiej skórze próbuje przywrócić ją do życia i to właśnie Hellboy będzie musiał temu zapobiec.
Sporo się więc dzieje. Bohater leje się z olbrzymami, uprawia boks ze wspomnianą świnią, a nawet wpada na Babę Jagę i jej chatkę na kurzych nóżkach. Finałowa demolka Londynu robi wrażenie, podobnie jak wielka bitwa w piekle czy nawet spotkanie z Merlinem. Materiału jest tu więc na kilka różnych filmów i trochę szkoda, że Marshall zdecydował się na wyścig przez kolejne wątki, wydarzenia i konwencje. Chciałoby się dłużej spędzić w każdym z tych światów, ale nie bardzo jest na to czas. Podobnie jak na wyjaśnienie niektórych faktów, skutkiem czego bohaterowie często opowiadają sobie rzeczy, które wiedzieć powinni.
Hellboy to niewątpliwie film szybki, widowiskowy, chwilami nawet całkiem zabawny. Ma jednak pretekstową, nieco chaotyczną fabułę i zbyt często operuje skrótami. Trudno zrozumieć bohatera, który jak chorągiewka staje raz z ludźmi, raz z walczącą o dobro potworów Nimue. Podobnie jak i jego przyjaciela wielkiego kota, który zdaje się nie ufać mutantom (samemu będąc jednym z nich). Mam wrażenie, że twórcy zbyt ambitnie podeszli do tematu i za dużo rzeczy próbowali skleić w jeden film. Polegli, choć akurat „odmóżdżacz” nakręcili niezły.
Zobacz, jeśli:
– Kochasz postać Hellboya
– Lubisz hard rocka
– Łykasz kino komiksowe jak leci
Odpuść sobie, jeśli:
– Masz alergię na niedopracowane fabuły i nadmiar retrospekcji
– Nie lubisz płytkich opowieści
Michał Zacharzewski
Hellboy, 2019, reż. Neil Marshall, wyst. David Harbour, Milla Jovovich, Ian McShane, Sasha Lane, Daniel Dae Kim, Thomas Haden Church
Ocena: 5/10
Polub nas na Facebooku!
6 uwag do wpisu “Hellboy”