Ta historia wydarzyła się naprawdę. Została co prawda podkręcona przez scenarzystów i przerobiona na efektowną, zabawą anegdotę, lecz mimo to nie przestaje zadziwiać. Oto dwóch młodych chłopaków o żydowskich korzeniach zakłada firmę zbrojeniową i podpisuje kontrakt z armią Stanów Zjednoczonych. Handluje z nią bronią w nie do końca legalny sposób, zarabiając przy okazji miliony dolarów.
Artykuł opisujący ich krótką, ale burzliwą karierę ukazał się w 2011 roku w magazynie Rolling Stone. Niemal natychmiast wzbudził zainteresowanie hollywoodzkich producentów. Rok temu Miles Teller i Jonah Hill wkroczyli na plan. Ten pierwszy wcielił się w Davida Packouza, młodego masażystę z Miami, którego dziewczyna spodziewa się dziecka. Chłopak stara się jak może, by zarobić na jej utrzymanie. Kupuje nawet po okazyjnej cenie kilkadziesiąt kartonów jedwabnej pościeli, jednak nie potrafi zainteresować nią potencjalnych klientów. Czuje się przegrany. Jego amerykański sen pryska w zderzeniu z okrutną rzeczywistością.
Nieoczekiwanie Packouz spotyka swojego kumpla z liceum, Efraima Diveroliego, który przez kilka lat pracował w sklepie z bronią swojego wuja z Los Angeles. Efraim składa mu propozycję nie do odrzucenia: handel sprzętem wojskowym. Oczywiście legalny. Początkowo chodzi o malutkie kontrakty, które łatwo jest zrealizować. Dostają je, bo rząd zmusił armię do dywersyfikacji źródeł i korzystania z ofert także i mniejszych firm. Packouz i Diveroli szybko się rozkręcają i po kilku miesiącach są już w ogarniętym wojną Iraku, przerzucając legalną broń z Włoch przez granicę z Jordanią i obchodząc w ten sposób niekorzystne dla nich przepisy. Dają łapówki, składają puste obietnice, każdy nowy problem atakują z furią i… go rozwiązują.
Jak stateczny z pozoru pacyfista Packouz dał się w to wkręcić? Cóż… Diveroli w kreacji Jonaha Hilla to brawurowy, pewny siebie młody chłopak, który swym cwaniactwem oraz entuzjazmem porywa wszystkich wokół. Każdy by za nim poszedł. Każdy też chce mieć takiego kumpla. Nieco oszczędniej grający Miles Teller tworzy postać statecznego, rozsądnego młodego chłopaka, którego mamona przekonuje do nagięcia zasad. Choć kocha swoją dziewczynę, nie mówi jej, na czym obecnie zarabia. Wie, że przekonywałaby go do zmiany pracy, a nie chce żyć jako ubogi masażysta.
Rekiny wojny to prawdziwy rollercoaster. Mamy tu klimaty z Chłopców z ferajny, Złota pustyni, ale i z Kac Vegas, najbardziej znanego filmu reżysera Todda Phillipsa. Przez chwilę śmiejemy się do rozpuku, by po chwili mieć serce w gardle i drżeć o losy tych sympatycznych drani. Bawimy się na Florydzie i zaglądamy do Pentagonu, by później odwiedzić trójkąt śmierci w Iraku oraz stare magazyny broni w Albanii. A wszystko to w oparach marihuany, suto zakrapiane alkoholem, bo Packouz i Diveroli potrafią dobrze się bawić.
Mimo swojego rozrywkowego tonu Rekiny wojny nie tracą społecznego zacięcia. Nie są głupią farsą, a filmem opisującym prawdziwą historię, mającą poważne konsekwencje zarówno dla bohaterów, jak i wojskowych czy polityków. To nowy rodzaj biografii. Efektowny, przerysowany, pełen zabawnych dialogów, malowniczych miejsc i scen rodem z kina akcji, a jednocześnie naprawdę inteligentny. Jak miło się to ogląda!
Michał Zacharzewski
Rekiny Wojny, reż.: Todd Phillips, wyst.: Miles Teller, Jonah Hill, Bradley Cooper, Kevin Pollak
Ocena: 8/10
11 uwag do wpisu “Rekiny wojny”