X-Men: Mroczna Phoenix

To pożegnanie z X-Menami w obecnej postaci. Z dwóch powodów. Pierwszym jest przejęcie koncernu Fox przez wytwórnię Disneya, co oznacza wchłonięcie mutantów przez uniwersum Marvela. Drugim są bardzo kiepskie wyniki finansowe filmu X-Men: Mroczna Phoenix. Przyznaję, film nie jest najwyższej jakości, ale nie jest też na tyle zły, by widzowie gremialnie go sobie dopuścili. To po prostu kino superbohaterskie w starym, schematycznym stylu.

W poprzednich odsłonach twórcy całkiem sprawnie rozgrywali temat obecności mutantów we współczesnym świecie. Teraz niby ów trend kontynuują, ale w sposób banalny. Oto X-Meni są… superbohaterami. Obdarzonymi nadnaturalnymi mocami ludźmi, których prezydent Stanów Zjednoczonych wzywa w wyjątkowych sytuacjach. Jedna z nich właśnie się wydarzyła – wysłany w przestrzeń kosmiczną wahadłowiec natknął się na dziwną anomalię słoneczną i grozi mu niebezpieczeństwo. X-Meni wkraczają do akcji i ratują kosmonautom tyłki.

Pech chce, że Jean Grey zostaje napromieniowana jakimś kosmicznym dziadostwem. Po powrocie zachowuje się normalnie tylko do pewnego momentu. W niektórych sytuacjach przestaje siebie kontrolować i – nieświadomie – zaczyna krzywdzić ludzi. W efekcie postanawia wycofać się z X-Menów i pogrzebać w swojej przeszłości (do niedawna nie wiedziała, że jej ojciec żyje). Profesor Xavier nie zamierza do tego dopuścić. Podobnie kosmici, którzy zamierzają wykorzystać ją do swoich własnych celów.

Fabuła X-Men: Mroczna Phoenix udaje głęboką i porusza chociażby kwestie odpowiedzialności za błędy z przeszłości czy decydowania za innego człowieka. W rzeczywistości historia jest dość stereotypowa i przewidywalna. Gwarantuje jednak dość szybką akcję, parę spektakularnych scen (włącznie z efektowną strzelaniną w pociągu), niezłe efekty. No i plejadę gwiazd, które grają w serii X-Men od lat. James McAvoy to całkiem niezły Xavier, przeżywający kryzys twórczy Fassbender przekonuje jako Magneto, choć w tym filmie jest zaskakująco potulny. Jennifer Lawrence i Nicholas Hoult mają mniejsze role, ale cieszą swą obecnością na ekranie. Sophie Turner bardzo sprawnie wywiązuje się ze swojej jakże ważnej roli, ale… nie zapada w pamięć. Jej Grey jest jak Kapitan Marvel – spektakularna, ale i taka trochę obojętna.

Brakuje efektownych popisów Quicksilvera, które tak bardzo podobały mi się w poprzednich częściach X-Menów. Brakuje tła, które niemal całkowicie wyparowało z filmu, a także sensownych motywacji postaci. Konia z rzędem temu, kto dobrze wyjaśni, czego tak naprawdę chcą kosmici albo czemu Magneto zmienia plany jak chorągiewka. A zatem X-Men: Mroczna Phoenix rozczarowuje, choć jednocześnie gwarantuje blisko dwie godziny nieskomplikowanej rozrywki. Z jednej strony żałuję, że to już koniec tej serii, z drugiej strony cieszę się, bo jej poziom systematycznie się obniżał. Teraz pora na ruch Disneya. Bardzo ciekaw jestem, co zrobią z tą marką. Spider-Mana już katują i to niekoniecznie z bardzo dobrym skutkiem. Jak potraktują X-Menów?

Zobacz, jeśli:
– Lubisz filmy komiksowe
– Potrafisz docenić efekty specjalne

Odpuść sobie, jeśli:
– Liczysz na dobre kino superbohaterskie
– Cenisz sprawnie napisany scenariusz

Michał Zacharzewski

X-Men: Mroczna Phoenix, Dark Phoenix, 2019, reż. Simon Kinberg, wyst. Sophie Turner, James McAvoy, Michael Fassbender, Jennifer Lawrence, Nicholas Hoult, Tye Sheridan, Evan Peters

Ocena: 6/10

Polub nas na Facebooku!

 

5 uwag do wpisu “X-Men: Mroczna Phoenix

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.