Świętsze od aniołów

Czy kino artystyczne musi być koszmarnie nudne? Oczywiście, że nie. Jednak A.J. Edwards stworzył film, w którym naprawdę niewiele się dzieje. Postawił na oszałamiające, czarno-białe zdjęcia i znanych aktorów, a także narratora opowiadającego historię. Teoretycznie nie byle jaką historię, bo historię dzieciństwa Abrahama Lincolna, jednego z najważniejszych prezydentów największego współczesnego mocarstwa. Pytanie tylko, czy ma to jakiekolwiek znaczenie. Obawiam się, że nie.

Zaczyna się od cytatu. Lincoln twierdzi w nim, że wszystko, co w życiu osiągnął, zawdzięcza swojej anielskiej matce. I o ile wszyscy przynajmniej kojarzymy jego działalność polityczną oraz tragiczną śmierć w teatrze, to o dzieciństwie nie wiemy nic. Okazuje się, że urodził się w Kentucky i miał straszą siostrę oraz brata, który szybko zmarł. Jego ojciec stracił tam ziemię w wyniku szwindli prawnych i postanowił przeprowadzić się do Indiany. To właśnie tam poznajemy ośmioletniego Abrahama i podglądamy kilka kolejnych lat z jego surowego, przepełnionego pracą życia. W tym czasie umiera mu ukochana matka Nancy. Rok później ojciec żeni się ponownie, z Sarah, wdową z trójką własnych dzieci. Przyszły prezydent bardzo ją pokocha.

W sumie to prosta historia i proste są środki, z jakich korzysta reżyser. Piękne ujęcia przyrody oraz promieni słonecznych przebijających przez korony drzew ozdabia muzyką klasyczną oraz kompozycjami Zbigniewa Preisnera. Czasami dorzuca też drobne drgania kliszy, jakby chciał zasugerować, że mamy do czynienia z produkcją sprzed lat. Na to jednak zdjęcia są zbyt dopracowane, zbyt szczegółowe i artystyczne. Zbyt często – raczej nietypowo – skierowane od dołu ku górze, jakby z perspektywy małego dziecka. My, widzowie, nawet przez chwilę nie dajemy się na to nabrać. Zresztą immersję utrudniają znani aktorzy, Diane Kruger (Intruz, W ułamku sekundy) i Jason Clarke (Winchester, System). Grają dobrze, ale to przecież współczesne gwiazdy, a nie anonimowi ludzie z XIX wieku.

Film jest niewątpliwie piękny i eteryczny, bardzo intymny i niemal zupełnie pozbawiony dialogów. Opowiada historię zwykłego chłopca, który równie dobrze mógłby nie być Lincolnem. Chłopca, który żył w trudnych czasach i musiał ciężko pracować, by cokolwiek osiągnąć. Niektórych to pewnie wzruszy. Wielu jednak znudzi, bo w Świętszych od aniołów – jak to na slow cinema przystało – naprawdę niewiele się dzieje. To film dla specyficznego widza i swoich fanów znajdzie, mnie jednak nie przekonał…

Zobacz, jeśli:
– Lubisz piękne zdjęcia
– Masz ochotę na opowieść o prostocie życia dwieście lat temu
– Piszesz biografię Lincolna

Odpuść sobie, jeśli:
– Lubisz, gdy w filmie coś się dzieje
– Nie wierzysz, że kiedyś świat rzeczywiście był czarno-biały

Michał Zacharzewski

Świętsze od aniołów, The Better Angels, 2014, reż. A.J. Edwards, wyst. Diane Kruger, Jason Clarke, Wes Bentley, Brit Marling, Tim Duquette

Ocena: 4,5/10

Polub nas na Facebooku!
Spis naszych recenzji na serwisie Media Krytyk.

5 uwag do wpisu “Świętsze od aniołów

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.