
Raper Paluch pochodzi z Poznania. Wychował się na blokowisku, czuje tamtejsze klimaty, zapewne sporo przeżył. Karierę rozpoczął jako dziewiętnastolatek nielegalem Życie jest piękne, dziś powoli zbliża się do czterdziestki. Płytą Kompot zapewne rozgrzał swoich fanów, choć to akurat nie moja bajka.
Pewnie będę niesprawiedliwy, ale z Kompotu płynie proste przesłanie: jestem zajebisty, moi ziomale są spoko, wymiatamy świetne rzeczy, komuś coś się nie podoba, to won. Jasne, dobrze o tym nawija, czuje rytm zdań, świetnie dobiera słowa, ale przekaz ma na poziomie piaskownicy. Nie przez przypadek mówi o sobie, że jest „Gdzieś między dresem a wczutym poetą”. Potem rozlicza branżę, wyżywa się na swoich hejterach, gani tych, którzy gonią za kasą i dla kasy zrobiliby wszystko. Bywa też bardziej liryczny, kiedy schodzi na tematy uczuć.
Na czternastym solowym albumie Palucha nie brakuje dobrego towarzystwa. Pojawiają się Avi, Kaz Bałagane, Major SPZ, także Vito Bambino czy wracający do nagrywania muzyki Kubiszew. Oczywiście, pomimo ich udziału formuła się jednak nie zmienia. Mamy tu pieśni pochwalne na rzecz bloków (które Palucha już męczą – „Niedopasowany jestem tak cholernie, Nawet bloki wywołują we mnie wkurw”), mamy pochwały przyjaźni i werbalne ciosy wymierzane uprawiającym żenadę.
Muzycznie płyta Kompot się udała, choć nie jest tak różnorodna, jak można by się spodziewać. Mamy tu obowiązkową elektronikę wspartą skreczami, ale reggeaton, gitarowe basy, klimaty orientalne. Wpada to w ucho, wokal pasuje, klimat jest odpowiedni. Tyle że to nie moje strony. Takie bloki mnie nie interesują, od tego typu świata wolę trzymać się z daleka. OK, boomer, nie?
Fifi
Paluch – Kompot
Polub nas na Facebooku i Twitterze.
Jedna uwaga do wpisu “Paluch – Kompot”