
To miał być wielki przebój. Ukochany film Ameryki. Spotkanie dwóch kultowych superbohaterów, a zarazem zawiązanie świata DC Extended Universe założonego w niezbyt udanym Człowieku ze stali. Niestety, nie wyszło. To sztywna, nudnawa produkcja, której brakuje lekkości znanej z produkcji Marvela. Humor jest tu toporny, postacie nieprzekonywujące, zaś sami herosi zmęczeni życiem. I to ich zmęczenie udziela się również widzom.
Minęło kilkanaście miesięcy od wojny, jaką Superman (Henry Cavill – Kryptonim UNCLE) stoczył z generałem Zodem w Metropolis. Niby uratował świat, ale olbrzymim kosztem, niemal całkowicie rujnując swoje ukochane miasto. I dlatego Batman (Ben Affleck – Kobiety pragną bardziej) postrzega go jako zagrożenie dla ludzkości i postanawia ten problem rozwiązać. W międzyczasie na horyzoncie pojawia się nowe zagrożenie, które – jak łatwo się domyśleć – zmusi obu bohaterów do połączenia sił. Bo przecież u zarania DC Extended Universe żaden z nich nie powinien zginąć.
Mam wrażenie, że największym błędem Batman v Superman: Świt sprawiedliwości było umiejscowienie tego filmu w serii. Marvel swoich The Avengers zaprezentował widzom dopiero po Iron Manie, Thorze czy Hulku. Przedstawił bohaterów dramatu, opowiedział o nich, a potem pozwolił im połączyć siły. Reżyser Zack Snyder musiał de facto zrobić to wszystko w jednym filmie, wepchnąć Lexa Luthera i Lois Lane, senator Finch, a nawet księżniczkę Dianę, Aquamana i Flasha. Dlatego właśnie Batman v Superman: Świt sprawiedliwości wydaje się przeładowany wątkami i kompletnie nie wykorzystuje potencjału wielu postaci.
Drugim błędem Snydera jest wspomniany już ciężar tego filmu. Podczas gdy Marvel postawił na produkcje lekkie, zabawne, kolorowe, osadzone w naszym świecie i naszej rzeczywistości, DC odpłynął w stronę fikcyjnych światów, mrocznych, deszczowych, nieprzyjemnych, a także ponurych i antypatycznych bohaterów. Do tego polał to jeszcze wszystko niejasną symboliką, odniesieniami do Biblii i mitów greckich, rozmaitych prądów filozoficznych… Po co to wszystko, skoro jedynie zamąca ten w sumie prościutki obraz?
Żeby nie było – Batman v Superman: Świt sprawiedliwości jest filmem widowiskowym, bardzo sprawnie zrealizowanym, pełnym scen spektakularnych i zapadających w pamięć. Wiele z nich może się podobać. Szkoda więc, że jako całość obraz nie emocjonuje i nie zachwyca. To miała być rozrywka, a jest wielka smuta!
Zobacz, jeśli:
– Kochasz Batmana lub Supermana
– Lubisz mroczne, ponure i smętne ekranizacje komiksów
– Przymkniesz oko na wydumaną pseudogłębię
Odpuść sobie, jeśli:
– Liczysz na taką rozrywkę, jaką oferuje Marvel
Michał Zacharzewski
Batman v Superman: Świt sprawiedliwości, Batman v Superman: Dawn of Justice, 2016, reż. Zack Snyder, wyst. Ben Affleck, Henry Cavill, Amy Adams, Jesse Eisenberg, Diane Lane, Laurence Fishburne, Jeremy Irons, Holly Hunter, Gal Gadot, Scoot McNairy, Callan Mulvey, Tao Okamoto, Brandon Spink, Lauren Cohan, Mark Edward Taylor, Hugh Maguire, Scott Edward Logan, Stephanie Koenig
Ocena: 5,5/10
Polub nas na Facebooku i Twitterze.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.
3 uwagi do wpisu “Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”