
Dawno nie czytałem dobrej space opery. Nie to, że czytałem same słabe – po prostu powieści tego gatunku jakoś omijały mój dom i moje czcigodne ręce. Na rynku dominują kryminały, świetnie sprzedają się reportaże, zawsze popularne są też powieści fantasy i ambitniejsze obyczajówki. Fantastyka naukowa jest niszą, a książki, w której obce rasy budują potężne armie i walczą ze sobą, czytają już chyba tylko koneserzy.
W sumie nie rozumiem tego. Gry komputerowe opowiadające o załogach statku bohatersko wykonujących niebezpieczne misje bądź nawet biorących udział w wielkich wojnach mają wiernych fanów. I są dobre, inspirują ludzi. Artur Tojza, autor Piekła kosmosu, przyznaje się do tego. Nad swoją książką pracował od dobrych kilkunastu lat, a w międzyczasie grał we wszystkie ważniejsze produkcje. Swoje doświadczenia z Freespace, Homeworld czy Mass Effect postanowił przenieść na Wattpad, a potem – po wielu poprawkach czy wręcz napisaniu powieści od nowa – opublikować w formie powieściowej. Skończyło się na e-booku.
Akcja Piekła kosmosu toczy się w końcu XXIII wieku. Podróże kosmiczne stały się już czymś normalnym, wiele planet jest zasiedlonych, działają organizacje takie jak Federacja Galaktyczna czy Unia Systemów Niezależnych. Świat zamieszkuje kilka współpracujących ze sobą ras. I oto pojawia się nowa. W serii błyskawicznych, świetnie skoordynowanych ataków niszczy kilka zakątków kosmosu. Na pozór przypadkowych i często nieistotnych, ale… czy to na pewno przypadek? Może stoi za tym jakiś głębszy plan, a nie głupiutki podbój?
Bohaterów powieść ma wielu. Przyglądamy się generałom, piratom, żołnierzom. Bierzemy udział w wielkich bitwach, ryzykownych akcjach szpiegowskich, pertraktacjach handlowych. Poznajemy służbistów, ale też hulaków i zawadiaków, którzy gotowi są ryzykować życiem, byle tylko zarobić parę groszy. Jasne, Piekło kosmosu nie jest powieścią głęboką, ale jest powieścią lekką, miłą i przyjemną. Tęskniłem za space operami i ową tęsknotę ta pozycja mi zaspokoiła.
Szkoda, że tylko w e-booku. Takie to czasy, że renomowane wydawnictwa wypuszczają bezwartościowy szrot, a autor całkiem niezłej space opery musi samemu finansować e-publikację swojej książki, borykać się z jej promocją, zabiegać o recenzje. Ale w końcu nawet i autorka Harry’ego Pottera otrzymała mnóstwo odmów, zanim ktokolwiek się Kamieniem filozoficznym zainteresował…
Joel
Piekło kosmosu
Autor: Artur Tojza
Wydawnictwo: Self Publishing Artur Tojza
Sprawdzę. Space oper jest mnóstwo natomiast mało kto je w PL tłumaczy. Wskażę tylko na cykle Christophera Nuttalla (też self publishing) czy Waltera Williamsa. Ostatnio wreszcie dotarł do nas więcej niż przyzwoity cykl Craiga Alansona. Polecam też Suzane Palmer i „Finder”.
PolubieniePolubienie
O, dzięki, będę musiał sprawdzić. No właśnie, niewiele tego u nas wychodzi… 😦
PolubieniePolubienie
U nas w ogóle mało wychodzi. Zobacz na listę bestsellerów NYT sprzed roku. I zobacz co z tego kupisz w polskim tłumaczeniu. Dziś jak ktoś lubi czytać książki to raczej musi przerzucić się na angielski bo w PL jest posucha. I to tez problem naszych autorów ich obeznanie z literaturą popularną jest… niskie. A technika pisania woła o pomstę do nieba. Totalny brak redaktorów, koszmarne info dumpy, brak umiejętnej ekspozycji i coś co nazywa się marrry sue’izmem czyli tworzenie z bohatera własnego idealnego alter ego to są plagi polskiej literatury popularnej.
PolubieniePolubione przez 1 osoba