
To ważna płyta. Głównie dlatego, że i sam artysta jest ważny. Nie tylko marzy o prezydenturze, ale produkuje, nagrywa, kręci olbrzymie ilości materiału. Zarabia gigantyczny hajs, ma fanów na niemal całym świecie, a niektórzy twierdzą nawet, że wyznacza kierunki rozwoju współczesnej muzyki. Wielokrotnie przekładanym albumem Donda trochę jednak zaskoczył. Nakręcił płytę monumentalną i niezwykłą, ale też nierówną. W dodatku nakręcił ją w sposób co najmniej niecodzienny.
Pracę nad Donda Kanye West zakończył bowiem trzema listening parties – występami dla publiczności liczącej ponad 70 tysięcy osób, które połączone były z muzycznym performance’em. Wspierały go wówczas tłumy „gości”, m.in. Kid Cudi, Chris Brown, Marilyn Manson, the Weeknd, Travis Scott, Pop Smoke czy Sunday Service Choir. Powstał chwilami minimalistyczny, a kiedy indziej przeinwestowany krążek trwający grubo ponad półtorej godziny, będący formą autokreacji artysty. Z minimalnym udziałem owych gości, choćby Jaya-Z, z masą wątków autobiograficznych w tekstach, ocierających się chwilami o narcyzm. Trudno chwilami się połapać w tym, co tak naprawdę West myśli i jakie jest przesłanie albumu.
Bo sporo tu tego. Kanye opowiada o swojej zmarłej matce (stąd w ogóle tytuł albumu), o swoim małżeństwie, majątku, amerykańskim systemie prawnym, . Sporo miejsca poświęca swojej wierze, ale też samemu stawia się trochę na miejscu Boga. W efekcie kompozycje są nierówne. Obok znakomitych pojawiają się bardzo przeciętne bądź po prostu nietrafione. Niektóre fajnie wyciszają, inne atakują kiczem, są też takie, które mają zadatki na wielkie przeboje. West udowadnia, że z paru prostych sampli czy wręcz nutek potrafi stworzyć ciekawą kompozycję, że umie odkryć coś nowego w doskonale znanym bicie. I że wciąż wie, o co chodzi w rapie.
Największą wadą Dondy wydaje się ów monumentalizm. Mam wrażenie, że album zyskałby na lepszej selekcji. Jest po prostu za długi, zbyt chaotyczny, zbyt często utwory bardzo dobre sąsiadują z przeciętnymi. Spójności brakuje tu pod każdym względem. Ale może w czasach Spotify spójności nie należy oczekiwać? Bo i tak ludzie przesłuchają całość dwa razy, wybiorą sobie kilka najfajniejszych utworów i tylko ich będą słuchać? Takie przecież mamy czasy, a ja po prostu jestem stary z tym słuchaniem albumów w całości…
Joel
Kanye West, Donda
Polub nas na Facebooku i Twitterze.