Powieść Jacka Londona Zew krwi ekranizowano już wielokrotnie. Najnowszy film kosztował ponad sto milionów dolarów i znaczna część tych pieniędzy poszła na efekty komputerowe. Gdzie tu efekty komputerowe, mógłby ktoś zapytać. Otóż spece od animacji wykreowali niemal wszystkie zwierzęta widoczne na ekranie. Poprawiali też plenery, ulepszali co bardziej widowiskowe sceny, pomagali aktorom w wykonywaniu kaskaderskich sztuczek. Efekt jest przyjemny, choć nieco trochę sztuczny.
Kinowy Zew krwi nie jest tak ponury jak książkowy oryginał. Pominięto w nim walki psów i mocno ograniczono sceny, w których ludzie znęcają się nad zwierzętami. Co nie oznacza, że potężnemu Buckowi dobrze się wiedzie. Poznajemy go jeszcze w Kalifornii, gdzie zachowuje się jak przerośnięty szczeniak, demolując dom swojego właściciela, majętnego sędziego. Wkrótce zostaje uprowadzony przez obrotnego handlarza, który wysyła go na północ. Tam w rejonie Klondike odkryto właśnie złoto i popyt na zwierzęta pociągowe – w tym właśnie psy – skoczył do niebotycznych rozmiarów.
Buck będzie miał dwóch nowych właścicieli. Najpierw zaopiekuje się nim czarnoskóry listonosz Perrault (Omar Sy – Wilcze echa, Jutro będziemy szczęśliwi) rozwożący zaprzęgiem pocztę po zakopanych w śniegu miastach i miasteczkach. Później jego miejsce zajmie opłakujący śmierć syna traper John (Harrison Ford – Łowca androidów, Paranoja), któremu zamarzy się wyprawa poza granice mapy. Widzów czekają więc liczne świetnie zrealizowane, od zejścia lawiny po spływ rwącą rzeką. Pojawią się wilki, niedźwiedzie, jelenie, jednym słowem wszystko to, co kojarzy się z dzikimi ostępami dzisiejszej Kanady.
I fajnie się Zew krwi ogląda. Film jest lekki, dynamiczny i pełen humoru, całkiem sprawnie napisany i zagrany. Miłośnicy nieskomplikowanego kina przygodowego będą nim zachwyceni, choć to mocno lukrowana wersja książki, przygotowana z myślą i o młodszych widzów. Także fani psów będą mieli używane. Buck wygląda świetnie i budzi sympatię, choć… zachowuje się nienaturalnie. Chwilami wręcz posługuje się ludzkimi gestami i reakcjami. To dlatego czuje się jego komputerowy rodowód. Żaden prawdziwy pies by tak nie zagrał! Podejrzewam, że część widzów takie zwierzę mocno rozczaruje…
Zobacz, jeśli:
– Lubisz psy
– Chętnie oglądasz kino przygodowe
– Śledzisz karierę operatora Janusza Kamińskiego
Odpuść sobie, jeśli:
– Zawsze zwracasz uwagę na sztuczne efekty komputerowe
– Oczekujesz mrocznej opowieści o ciężkim życiu psa…
Michał Zacharzewski
Zew krwi, The Call of the Wild, 2020, reż. Chris Sanders, wyst. Harrison Ford, Omar Sy, Cara Gee, Dan Stevens, Bradley Whitford, Jean Louisa Kelly
Ocena: 6/10
Polub nas na Facebooku.
Spis naszych recenzji na serwisie Media Krytyk.
2 uwagi do wpisu “Zew krwi”