Słodki koniec dnia

Kiedyś Krystyna Janda kojarzyła się z najlepszymi polskimi filmami. Była synonimem kina niebanalnego, starającego się przekazać coś widzowi. Dziś kojarzy się głównie ze swoją działalnością teatralną (czy wręcz dyrektorską) oraz polityczną. Niewielu aktorów ma przecież odwagę przeciwstawić się „reżimowi”, powiedzieć głośno, co naprawdę myśli.

W filmie Słodki koniec dnia gra w pewnym sensie samą siebie. Energiczną artystkę, poetkę mającą wyraziste poglądy polityczne. Rodzice Linde (Krystyna JandaZwolnieni z życia, Przedwiośnie) byli polskimi Żydami. Cudem ocaleli z holocaustu. Ona sama wychowała się nad Wisłą, lecz stan wojenny zastał ją w Toskanii. Wyszła za mąż za Włocha (Antonio Catania), i nie wróciła już do kraju. Teraz ma już dorosłą córkę (Kasia SmutniakOni, Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie), Nobla w kieszeni i spokojne, może nawet nieco zbyt luźne życie na prowincji.

Obserwujemy ją w przełomowym momencie życia. Nie tylko jej zresztą. Oto w Rzymie dochodzi do krwawego zamachu terrorystycznego, w którym ginie kilkudziesięciu ludzi. W społeczeństwie narasta fala nienawiści wobec emigrantów, zwłaszcza tych arabskiego pochodzenia. Egipski Kopt, w którym Maria się durzy, bardzo boleśnie to odczuwa – jego restauracja zostaje spalona. Sama poetka dochodzi zaś do wniosku, że nie może dłużej milczeć. Jako potomek ofiar holocaustu musi odezwać się i przedstawić, co myśli.

Wiem, że zwolennikom konserwatywnych ruchów politycznych ten film bardzo się nie spodoba. Będą narzekać na egzaltację Marii, na zbyt banalną symbolikę w scenie końcowej, ma zbyt mało pięknych toskańskich plenerów. Tyle że w tym filmie nie brakuje ani wina, ani przestrzeni, ani głębszej myśli. To przecież alegoria obecnej kondycji Europy i bolesna analiza społeczeństwa. To także historia dojrzałego szaleństwa i chęci życia pełną piersią, wreszcie opowieść o buncie artysty.

Dla mnie trochę za dużo tu wszystkiego. Za dużo tematów, za mało konkretów. I zupełnie niepotrzebne bawienie się we współczesną politykę. Oczywiście jest ona w tej historii nieodzowna, lecz została za mocno zaakcentowana. Słodki koniec dnia aż się prosi o nieco szerszą perspektywą, bardziej ponadczasową. Bo faktycznie dawny świat odchodzi w przeszłość. A może przecież jest przeciwnie i wraca stare?

Zobacz, jeśli:
– Nie boisz się Jandy mówiącej głównie po włosku
– Nie przepadasz za „reżimową” polityką, bliżej ci do lemingów

Odpuść sobie, jeśli:
– Masz dość emigrantów, praw człowieka,
– Chcesz zobaczyć piękno Toskanii. Tu go niewiele, choć je czuć w powietrzu…

Michał Zacharzewski

Słodki koniec dnia, 2018, reż. Jacek Borcuch, wyst. Krystyna Janda, Kasia Smutniak, Antonio Catania, Vincent Riotta, Robin Renucci, Miła Borcuch

Ocena: 6,5/10

Polub nas na Facebooku!

3 uwagi do wpisu “Słodki koniec dnia

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.