W Hollywood mówi się „jesteś tak dobry jak twój ostatni film”. W Polsce najwyraźniej nie, bo Na układy nie ma rady jakimś cudem powstało. Wyreżyserował je debiutant Christoph Rurka, zaś scenariusz napisał Piotr Czaja, autor skryptu do niesławnego Kac Wawa. Pewne nadzieje dawał temat. Komedie polityczne cieszą się obecnie sporą popularnością, czego dowodem są chociażby Ucho prezesa czy telewizyjne Wiadomości. Coś jednak nie wyszło. Bardzo nie wyszło…
Marek Niewiadomski zajmuje wysokie stanowisko w nieznanej bliżej firmie. Nie wiadomo, jakim cudem je zdobył, bo jest rasową ciapą. Nie radzi sobie z kolejnymi nachodzącymi go akwizytorami, usiłującymi wepchnąć mu ubezpieczenia, lokaty czy chociażby słowo boże. Próbuje się ich pozbyć, ale jakoś tak niemrawo, niejajecznie, kompletnie nieskutecznie. W efekcie każdy dzień ubiega mu na użeraniu się z ludźmi, którzy próbują go oszukać.
Nieoczekiwanie pojawia się u niego jego były promotor. Co może zaoferować szacowny profesor swojemu najzdolniejszemu studentowi, z którym nie widział się pięć lat? Oczywiście stanowisko ministra. Marek przyjmuje je, dostaje biuro i seksowną sekretarkę, po czym ogłasza przetarg. I zaczynają nachodzić go kolejni petenci. Tym razem nie akwizytorzy, a ludzie, którzy usiłują coś u niego załatwić. Dwóch panów oferujących łapówki w zamian za odpowiednie rozstrzygniecie przetargu, żona chcąca załatwić pracę synowi swojego brata, kumpel z warsztatu, który też chce mieć fuchę. Marek jest kryształowo czysty i próbuje się ich pozbyć, ale jakoś tak niemrawo, niejajecznie, kompletnie nieskutecznie.
Ta komedia próbuje śmieszyć, ale jakoś tak niemrawo, niejajecznie, kompletnie nieskutecznie. Nie jest żenująca jak Kac Wawa i nie serwuje dowcipów na poziomie klozetu – raczej takie rodem z najsłabszych polskich seriali telewizyjnych. Jak pojawia się sekretarka, to z dużym dekoltem, na który kamera musi zrobić najazd. Jak pojawia się czarny charakter, to o odpowiednio parszywym nazwisku. Już samo zatrudnienie Michała Milowicza świadczy, że twórcy nie znają pojęcia „siara”. Potwierdza to zresztą jedna z proponowanych łapówek: wakacje na Mauritiusie z panią, która jest naturystką i bardzo lubi chodzić nago. A wszystko to zaproponowane w tempie pędzącego żółwia.
Niemal cały film toczy się w dwóch wnętrzach, a monotonię tę przerywa m.in. paskudna, PRL-owska kawiarnia oraz filmik z Mauritiusu wyglądający, jakby twórcy kupili go za grosze w Internecie. Niemal wszystkie postacie są kombinatorami poza jednym bohaterem, który jest kryształowo czysty. I kryształowo czysty pozostaje – nie przechodzi żadnej przemiany. Pozostaje paskudną ciapą. Tak jak i ja. I wy wszyscy, którzy kupicie bilet do kina i wytrzymacie do końca seansu. Trzeba być ciapą, by tak marnować czas.
Michał Zacharzewski
Na układy nie ma rady, reż. Christoph Rurka, wyst. Grzegorz Małecki, Katarzyna Glinka, Michał Milowicz, Piotr Polk, Jan Wieczorkowski, Anna Powierza
Ocena: 2/10
Polub nas na Facebooku!
Spis naszych recenzji na serwisie Media Krytyk.
5 uwag do wpisu “Na układy nie ma rady”