Underworld: Wojny krwi

zdalaPo czterech latach przerwy Underworld powraca na wielki ekran. Powraca też Selene, niezwykła wampirzyca uwikłana w wojnę zarówno ze swoją rasą, jak i wilkołakami. Widz może się więc przygotować na kolejną dawkę tego samego: ekranowego gotyku, efektów specjalnych i durnej fabuły prowadzącej od jednej sceny akcji do drugiej. Zaskoczeń żadnych tu nie ma.

Selene to na dobrą sprawę postać tragiczna. Kobieta musiała porzucić córkę, gatunkową hybrydę, i unikać jakiegokolwiek z nią kontaktu. Zarówno dla lykanów, jak i wampirów krew małej jest tak cenna, że nawet nie wahaliby się, by ją ubić. Siłą rzeczy Selene musi unikać i jednych, i drugich. Tym bardziej, że wymordowała przecież część starszyzny swojego rodu i uważana jest za zdrajczynię. Sytuacja wyjściowa jest więc dramatyczna i daje nadzieję nawet na stworzenie poruszającego dramatu. Twórcy mają to jednak gdzieś. Skupiają się na akcji i szybko zapominają o cierpieniach bohaterki.

Oto bowiem wśród wilkołaków pojawia się wyjątkowo niebezpieczny lider, niejaki Marius. Pod jego wodzą lykanie rozbijają w puch kolejne    enklawy wampirów. Są znacznie mniej przewidywalni niż dotychczas i kierują się strategią. W efekcie na hierarchów enklawy wschodniej pada blady strach. Za namową Semiry ostanawiają darować Selene jej dawne grzechy i poprosić o pomoc w wyszkoleniu nowej armii. Bohaterka zgadza się na to nie wiedząc, że wpadnie tym samym w pułapkę…

Underworld: Wojny krwi wciąż jest filmem widowiskowym, dynamicznym, efektownym, z dużą ilością bijatyk, pojedynków na miecze i strzelanin. Co ciekawe, całkowicie wyrugowano z niego ludzi, pokazując świat zamieszkany chyba wyłącznie przez potwory. To jednak jedyne zaskoczenie, jakie przygotowano dla widzów. Cała reszta to powtórka z rozrywki, w dodatku okraszona pompatycznymi dialogami oraz szczątkowym humorem.

Przewidywalne lokacje utrzymane w tym samym stylu co te z poprzednich filmów, schematyczne kostiumy włącznie z kilkunastoletnim już lateksowym wdziankiem bohaterki, wreszcie nieciekawe zwroty akcji nie robią już takiego wrażenia jak w pierwszej części. Brak emocji jest pochodną słabego scenariusza, pod koniec wręcz niezamierzenie zabawnego, oraz drętwej gry aktorskiej. Wymoczkowaty Theo James wypada fatalnie, Kate Beckinsale gra tak samo jak kilkanaście lat temu, zaś Tobias Menzies nadrabia fizjonomią. Cóż, jak się robi skok na kasę, to nie trzeba się wytężać…

Michał Zacharzewski

Underworld: Wojny krwi, Underworld: Blood Wars, reż. Anna Foerster, wyst. Kate Beckinsale, Theo James, Tobias Menzies, Charles Dance

Ocena: 5/10

Polub nas na Facebooku!
Spis naszych recenzji na serwisie Media Krytyk

 

9 uwag do wpisu “Underworld: Wojny krwi

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.