
Moon Point to jeden z tych sundance’owych filmów o młodych ludziach, które może nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością, ale chwytają za serce nostalgicznym urokiem i siłą uczuć. Takie filmy lubimy oglądać i lubimy też w nie wierzyć, choć przecież to bajeczki.
Darryl Strozka (Nick McKinlay) ma już ponad dwadzieścia lat, ale chyba wciąż nie dojrzał. W pracy spisuje się przeciętnie, wciąż mieszka w rodzinnym domu, nie ma też dziewczyny, z czego śmieje się cała rodzina. Darryl postanawia ich zaskoczyć, odnaleźć swoją wielką miłość z dzieciństwa, obecnie początkującą aktorkę, i zjawić się z nią na weselu kumpla. W podróż do niej – oczywiście odpowiednio długą – wyrusza w przyczepce ciągniętej przez wózek elektryczny jego sparaliżowanego kumpla Femura (Kyle Mac).
No właśnie – Moon Point to tak naprawdę film o dwóch kumplach jadących przez kraj dziwnym pojazdem, coś jakby Prosta historia Davida Lyncha w wersji młodzieżowej. Dość szybko dołącza do nich spotkana po drodze dziewczyna i historia robi się przewidywalna, co nie oznacza, że nie urocza. W tle przygrywa muzyka indie, mijana okolica nie jest jakaś oszałamiająca, a to napotkani po drodze ludzie bywają ciekawi.
Jeśli coś razi, to dość toporny montaż i nierówna tonacja Moon Point. Ale to drobne błędy, które nie przeszkadzają w odbiorze skromnego, ale przyjemnego filmu. Nie jest to żadne wielkie dzieło, podobnych historii Sundance widziało już sporo. Ale historia ma swój urok, a to w dobie nudnego i przewidywalnego kina komercyjnego niemała zaleta.
Zobacz, jeśli:
– Lubisz kino niezależne
– Tęsknisz za młodością
– Podobała ci się Prosta historia Lyncha
Odpuść sobie, jeśli:
– Nie lubisz lajtowych niby-komedii
Michał Zacharzewski
Moon Point, 2011, reż. Sean Cisterna, wyst. Nick McKinlay, Paula Brancati, Kyle Mac, Kristen Gutoskie, Camden Angelis, Ali Badshah, Boyd Banks, Jayne Eastwood, Kristin Fairlie, Linda Kash, James Hartnett
Ocena: 5/10
Polub nas na Facebooku i Twitterze.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.