
Mój kolega, który zna się na muzyce i zawsze ciekawie o niej opowiadał, w mijającym 2022 roku przerzucił się na The Interrupters. Słuchał go najwięcej, zawsze wychwalał, nawet znalazł sobie festiwal, na którym zespół w przyszłym roku mu zagra. Mnie ostatnia płyta zespołu, In The Wild, lekko rozczarowała. Pewnie dlatego, że za dużo słyszałem o niej dobrego.
The Interrupters pochodzą z Los Angeles i grają punk rock i ska-punk. To dynamiczne, energetyczne granie, mocno gitarowe, ale też melodyjne, z wpadającymi w ucho refrenami i surowymi teksami. Granie bardzo fajne, ale jednocześnie podobne do dokonań dziesiątków innych zespołów uprawiających ten sam gatunek muzyki. Nie znalazłem na tej płycie niczego, czego nie znałbym i nie słyszał wcześniej. Nawet jeśli – co nietypowe – wokalistką jest kobieta.
Czternaście utworów zebranych na płycie brzmi całkiem dobrze. Aimee Interrupter opowiada w nich o gatunkowych standardach, trudnej młodości, nieprzystosowaniu, depresji, potrzebie ucieczki. Otwierające album Anything Was Better ma mocny rytm i fajne gitary, skoczne As We Live z udziałem Tima Andersona i równie mocno osadzone w ska In The Mirror. Ale już Raised By Wolves pachnie punk rockiem, mocnymi gitarami, ma inne rytmy i inną stylistykę.
I tak właściwie jest na In The Wild do końca. Raz bardziej ska, raz bardziej punk, zawsze melodyjnie, z wyrazistymi refrenami często opartymi na chórkach. Przesłuchałem płytę kilka razy i żadna z piosenek nie została mi dłużej w głowie. Nie oznacza to, że tobie nie zostanie. Mój kolega, który zna się na muzyce i zawsze ciekawie o niej opowiadał, jest w końcu zachwycony.
Joel
The Interrupters – In The Wild
Polub nas na Facebooku i Twitterze.