
Moonfall Rolanda Emmericha zapowiada się na jedną z największych finansowych klap tego roku. Film kosztował 140 milionów dolarów, a sprzedaje się słabo i tym samym potwierdza głęboki kryzys, w jakim znalazł się cały gatunek. W pogoni za efektami dawno już zapomniano o logice, nie wspominając o ciekawych, złożonych postaciach bohaterów. Chyba nie tędy droga…
W 2011 roku grupka astronautów naprawiających satelitę styka się z inteligentną chmurą niewielkich kuleczek, która zabija jednego z członków załogi i niszczy całą elektronikę. Dowodzącemu misją kapitanowi Harperowi (Patrick Wilson – Obecność 3) udaje się bezpiecznie wylądować uszkodzonym wahadłowcem, jednak zostaje oskarżony o błędy w dowodzeniu. Jego opowieści o chmurze wydają się pracownikom NASA absurdalne, tym bardziej, że mężczyzna nie może w żaden sposób potwierdzić ich prawdziwości. Jedyny ocalały członek załogi, Fowler (Halle Berry – Bumerang), straciła przytomność podczas ataku i nic nie widziała.
Dziesięć lat później okazuje się, że Księżyc wypadł z orbity i powoli, acz nieubłaganie zmierza w kierunku Ziemi. Fowler, obecnie jedna z dyrektorów w NASA, próbuje zorganizować misję, która dotrze na Srebrny Glob i zbada sytuację. Harper w międzyczasie stoczył się, rozwiódł, z trudem wiąże koniec z końcem. Natrafia jednak na freaka (John Bradley), który twierdzi, że Księżyc jest w rzeczywistości sztuczną megastrukturą skonstruowaną przez inteligentną rasę kosmitów. Freak bredzi, ale w jego teoriach może być odrobina racji, dlatego Harper postanawia skontaktować go z kimś z NASA…
Skończy się to wszystko absurdalną misją ratunkową, startem rakiety bez jednego silnika, i to w momencie, gdy kosmodrom rozwala tsunami. W misji weźmie udział i freak, człowiek kompletnie do tego typu zadań nieprzygotowany, facet bez żadnego treningu, za to z nieźle zakręconą szajbą. W Moonfall nie można doszukiwać się jakiegokolwiek sensu. To widowisko katastroficzne, w którym chodzi o rozpadające się wieżowce, zalewane miasta, lasy bombardowane płonącymi meteorytami, wreszcie zaburzenia grawitacji powodujące, że wszystko unosi się do góry. I to tylko część atrakcji, które przygotował Emmerich.
Wątków jest tu sporo. Do historii freaka, Harpera i Fowler dochodzą bowiem jeszcze przygody ich rodzin, próbujących przetrwać tu, na ziemi, odnaleźć bezpieczne schronienie (jakby takie istniało na wypadek zderzenia z Księżycem). W drugiej połowie projekcji poznajemy też tajemnicę Księżyca, która nie ma wiele wspólnego z kinem katastroficznym – to już czysta i również niezbyt logiczna fantastyka. Najgorsze, ze w Moonfall brakuje emocji. To nie jest film, który trzyma w napięciu, bo za dużo się w nim dzieje, a my jako widzowie za mało czasu mamy, żeby poczuć emocje bohaterów.
Efekty specjalne są nierówne. Obok scen naprawdę widowiskowych nie brakuje takich, które pachną komputerem na kilometr. Parę ujęć razi sztucznością, wielka fala sprawia na przykład, że jachty podrygują jak obiekty z gier komputerowych, w których szwankuje wykrywanie kolizji. Także aktorzy nie grają porywająco, ale też scenariusz nie bardzo daje im na to szansę. Efekt? Moonfall jest filmem głupim, przesadzonym, słabym. Słabszym od takiego Geostorm. Koneserom gatunku może się spodoba, ale komu jeszcze?
Zobacz, jeśli:
– Lubisz kino Emmericha
– Nie zwracasz uwagi na logikę opowiadanej historii
Odpuść sobie, jeśli:
– Przeszkadzają ci filmy, które opowiadają bzdury
– Nie cierpisz nadmiaru efektów specjalnych
Michał Zacharzewski
Moonfall, 2022, reż. Roland Emmerich, wyst. Patrick Wilson, Halle Berry, John Bradley, Charlie Plummer, Kelly Reilly, Michael Peña, Carolina Bartczak, Donald Sutherland, Zayn Maloney, Eme Ikwuakor, Stephen Bogaert, Maxim Roy, Andre Bedard, Frank Fiola, Tyrone Benskin
Ocena: 4/10
Polub nas na Facebooku i Twitterze.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.
Jedna uwaga do wpisu “Moonfall”