To gratka dla miłośników komputerowych rajdów. Nie są to co prawda OS-y, ale zamknięte trasy, które okrąża się po kilka razy, ale jest błoto, woda, a niekiedy nawet śnieg i lód. Całość jest mocno zręcznościowa, nastawiona na przyjemną i lekką rozrywkę. Czy to źle? Zależy, dla kogo. Fani symulatorów mogą być Dirt 5 rozczarowani, ale przeciętni gracze z przyjemnością powalczą o kolejne trofea.
Fanów gatunku gra niczym nie zaskoczy. Bazuje bowiem na sprawdzonych rozwiązaniach, doskonale znanych trybach i trasach przypominających odcinki z innych gier. Na chętnych czeka kariera połączona z nieskomplikowanym trybem fabularnym. Opowiedziana w nich historia rywalizacji dwóch panów odsłania się w formie kolejnych podcastów Donut Media i jest średnio ciekawa. Ważniejsze rzeczy dzieją się na trasach. Zawody trzeba bowiem wygrywać, by zdobywać środki umożliwiające inwestowanie w auto.
Lokacji w grze jest dziesięć, w każdej czeka na gracza kilka różnych tras. Czeka pustynna Arizona, położona na skraju lasu tropikalnego Brazylia, do tego Chiny, Grecja i Włochy, gdzie czuć powiew historii. Jest piaszczyste Maroko, ośnieżony Nepal i Norwegia, wreszcie RPA i Nowy Jork, w którym można ścigać się po zamarzniętych rzekach. Na konsolach przewidziano możliwość rywalizacji na podzielonym ekranie (nawet na 4 części), zaimplementowano system zmieniający pory dnia i pogodę.
A jak się jeździ? Całkiem przyjemnie. Zapanowanie nad samochodem nie wymaga zbyt wielkiego wysiłku, choć wygrywanie już owszem (zwłaszcza na dalszych etapach). Rywale potrafią dać w kość, choć jeżdżą dość schematycznie, żeby nie powiedzieć chaotycznie. Przyjemne wrażenie robią licencjonowane auta w sile 63 sztuk wraz z licznymi naklejkami sponsorskimi i innymi ozdobnikami. Generalnie więc Dirt 5 jest produkcją dopracowaną i efektowną, choć wnoszącą niewiele nowego do gatunku. Bo w sumie co tu do niego wnieść? Hulajongi?
Fifi
Dirt 5, Codemasters, PC, PS4, X1, PS5, XSX
Polub nas na Facebooku.