Rzadko kiedy do Polski docierają horrory z Meksyku. Kinowa premiera Belzebuba – choć spóźniona o dwa lata – może więc uchodzić za ciekawe wydarzenie i dopełnić obraz kinematografii z tego właśnie kraju. Okazuje się, że pomimo wielu nieporadności lokalni twórcy mają sporo do powiedzenia. I wcale nie bazują na gorszych pomysłach niż w Hollywood.
Film zaczyna się od masakry w szpitalu. Pewna kobieta wchodzi na oddział dla noworodków i zabija kilkoro z nich, po czym popełnia samobójstwo. Detektyw Emannuel Ritter (Joaquín Cosio) traci w ten sposób wyczekiwanego syna i nie potrafi się z tym pogodzić. Nie rozumie tej zbrodni. Jednak kilka lat później dochodzi do kilku podobnych tragedii. Tu młody chłopak zabija maluchy w przedszkolu, tam sprzątaczka wrzuca do basenu elektryczne kable. Sprawą zaczyna interesować się przedstawiciel amerykańskiego biura do spraw paranormalnych.
No właśnie, i tu pojawia się pierwszy zgrzyt. Jakiego znowu amerykańskiego biura do spraw paranormalnych? Belzebub długo zapowiada się na realistyczny kryminał – podstarzali policjanci są groteskowo brzuchaci i w sposób nietaktowny traktują bliskich ofiar. Działają powoli i ociężale, według schematów typowych dla kraju trzeciego świata. Kiedy widzowie zaczynają przyzwyczajać się do tej konwencji, nagle pojawia się jakiś gościu od kryminologii ezoterycznej i zostaje przyjęty jako ktoś zwyczajny, absolutnie normalny.
Film szybko robi zwrot i zamienia się w rasowy horror religijny o całkiem zmyślnym scenariuszu. Tak, tak, Belzebub stara się opowiedzieć historię, a nie tylko przestraszyć wyskakującymi zza kamery maszkaronami. Pojawia się intensywny klimat, który całkiem sprawnie buduje Tobin Bell (seria Piła) w roli dziwacznego staruszka, byłego mnicha oskarżanego o praktyki demoniczne. Obecny w dialogach język hiszpański ustępuje na dobre łamanemu angielskiemu, co też jest zabiegiem ciekawym. Szkoda więc, że niektóre sceny – w tym osławiona z gadającym Jezusem – są tak kuriozalne, że aż śmieszne.
Miałem frajdę oglądając ten film. To produkt niezamierzenie kampowy, niekiedy naprawdę pomysłowy, czasami też uroczo nieudolny. Trochę szkoda, że nie wykorzystano do końca kolorytu miejsca, że wiele ciekawych pomysłów porzucono po drodze. Efekt jest rozczarowujący. Belzebub, choć niezły, mógł być zdecydowanie lepszym miejscem. Na półeczkę z najlepszymi horrorami sobie nie zasłużył.
Zobacz, jeśli:
– Lubisz horrory podejmujące polemikę z dogmatami religijnymi
– Cenisz kino regionalne, niehollywoodzkie
Odpuść sobie, jeśli:
– Nie cierpisz mężczyzn z brzuchami jak piłeczka
– Oczekujesz sprawnie opowiedzianej historii
Michał Zacharzewski
Belzebub, Belzebuth, 2017, reż. Emilio Portes, wyst. Joaquín Cosio, Tobin Bell, Giovanna Zacarías, Tate Ellington, Yunuen Pardo
Ocena: 5/10
Polub nas na Facebooku!
3 uwagi do wpisu “Belzebub”