Nasze najlepsze wesele

Czasami przyjemnie jest posłuchać narzekań znajomych. Poznać debili, z którymi stykają się w pracy, pośmiać się z ich absurdalnych wpadek czy innych kuriozalnych sytuacji. Wiedzą o tym również scenarzyści, którzy bardzo chętnie portretują codzienne zmagania pracowników poszczególnych branż. Wystarczy wspomnieć tu serial Biuro czy kultowych Sprzedawców Kevina Smitha. Albo Nasze najlepsze wesele – historię jednego dnia z życia wedding plannera.

Max organizuje prestiżowe przyjęcia. Zapewnia na nie catering i obsługę kelnerską, organizuje zespoły muzyczne i zapewnia inne atrakcje. Chwilami ma już dość wszechobecnych wytaniaczy czy wiecznych marud. Także swoich współpracowników, którzy – najprościej mówiąc – chwilami nie grzeszą intelektem. Przekonamy się o tym podczas eleganckiego wesela w siedemnastowiecznej rezydencji. Wesela, które zobaczymy od kulis. Drobne układziki, nieporozumienia, niedopatrzenia i zbiegi okoliczności zamienią zwykłe wydarzenie w heroiczny bój o przetrwanie. Jak w życiu!

Niby Max ma ekipę fachowców. Ludzi starannie wybranych, którzy z niejednego pieca chleb już jedli. Tyle że oni nie myślą. A raczej myślą, tylko po swojemu. Na przykład zawodowi kelnerzy z niechęcią patrzą na XVII-wieczne stroje, w które muszą się przebrać. Grube fraki i cuchnące peruki natchną ich do strajku. Miejsce zamówionego DJ-a zajmie nieudolny szansonista, zaś jeden z kelnerów rozpozna w pannie młodej swoją dawną miłość. Do tego dojdzie do awarii chłodni, zaś fotograf odmówi pracy w otoczeniu komórkowych paparazzi i ku wściekłości pana młodego pójdzie się obżerać ciasteczkami.

Nasze najlepsze wesele nie przypomina Wesela Smarzowskiego i nie aspiruje do roli demaskatorskiego komediodramatu. Owszem, naigrywa się z drobnych wad zwykłych ludzi, ale robi to w sposób ciepły. Trudno nie kibicować wkręconemu przez koleżankę kelnerowi, który nie odróżnia konia od okonia, albo nie uśmiać się, kiedy wspomniany szansonista postanowi odegrać się na gospodarzu. Gdzieś w tle mignie parę wątków miłosnych, całkiem zgrabnie poprowadzonych, a poziom dowcipów nie spadnie nawet na moment. To udana, całkiem inteligentna komedia. Ale tylko komedia – film bez większych ambicji artystycznych.

Zobacz, jeśli:
– Pracujesz w branży rozrywkowej
– Szykujesz się do ślubu

Odpuść sobie, jeśli:
– Nie lubisz komedii francuskich
– Oczekujesz szalonej satyry pełnej rubasznych dowcipów

Michał Zacharzewski

Nasze najlepsze wesele, Le sens de la fete, 2017, reż. Olivier Nakache, Eric Toledano, wyst. Jean-Pierre Bacri, Jean-Paul Rouve, Gilles Lellouche, Vincent Macaigne, Eye Haidara

Ocena: 7/10

Polub nas na Facebooku!

2 uwagi do wpisu “Nasze najlepsze wesele

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.