Martwe wody

Arystokracja to była zabawna klasa. Próżniacza. Oderwana od życia. Nie rozumiejąca czy wręcz nie dostrzegająca ubogich. Martwe wody kpią z jej stylu bycia, przyzwyczajeń, lęków, egzaltacji. Jednak – i na szczęście – nie są zwykłą komedią obyczajową. Reżyser Druno Dumont sięga bowiem po groteskę i surrealizm, a całość ubiera w ramy prowincjonalnego kryminału. Efekt osiąga znakomity.

Flandria, północne wybrzeże Francji, rok 1910. Do ostentacyjnie wielkiej, zbudowanej w kuriozalnym, egipskim stylu willi przyjeżdża grupka letników. Z niewielkiego wzgórza obserwują okolicę i mieszkających w niewielkiej wiosce miejscowych, żyjących z rybołówstwa, zbierania małży oraz przenoszenia bogaczy na drugą stronę płytkiej rzeki. Wkrótce w okolicy zaczną ginąć ludzie. Po prostu rozpłyną się w powietrzu. Śledztwo rozpocznie kuriozalnie gruby policjant wraz ze swoim pomocnikiem, pomagającym mu głównie w podnoszeniu się z ziemi.

Podobnie jak w Dwóch księżycach, dwa światy współistnieją tu, ale się nie przenikają. Są całkowicie odrębne. Dumont pokazuje rzeczywistość z punktu widzenia arystokratów. Dlatego delektuje się ich absurdalnymi rozmowami czy zwyczajami przy stole, naśmiewa się z drobnych gestów czy choćby sposobu chodzenia. Zwraca naszą uwagę na drobne elementy, choćby skrzypienie skórzanych butów, wyolbrzymiając je do przesady. W ten sposób buduje obraz kasty, która jest po prostu dziwna. Ciężko chora. I sposób, w jaki patrzy na biedotę, również jest dziwaczny. Siłą rzeczy próba połączenia obu światów przez androgeniczną Billy skazana jest na porażkę.

Trzeba przyznać, że aktorzy świetnie bawią się w swoich rolach, a okazji do pośmiania się nie brakuje. Humor jest jednak niezwykle specyficzny i z pewnością nie wszystkim przypadnie do gustu. Podobnie jak sama opowieść, która ze sceny na scenę coraz mocniej oddala się od realizmu. Surrealizm w końcu zatriumfuje, a nas pozostawi z pytaniem, po co było to wszystko. Gdzie ukryło się jakieś przesłanie? Czyżby znów chodziło tylko o to, że bogaty biednego nie zrozumie? Że dostrzeże w nim potwora, ludożercę czyhającego na jego pieniądze, a nie normalnego człowieka? Być może. Martwe wody to film nietypowy i chociażby dlatego warto go zobaczyć.

Michał Zacharzewski

Martwe wody, Ma loute, reż. Druno Dumont, wyst. Fabrice Luchini, Juliette Binoche, Valeria Bruni Tedeschi, Jean-Luc Vincent, Raph, Brandon Lavieville

Ocena: 8/10

Polub nas na Facebooku!
Spis naszych recenzji na serwisie Media Krytyk.

3 uwagi do wpisu “Martwe wody

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.