Małżeńskie porachunki

W małżeństwie bywa różnie. Raz lepiej, raz gorzej. Z reguły zaczyna się całkiem fajnie – jak w wersji demo zwanej narzeczeństwem – jednak później z roku na rok wrażenia są coraz gorsze. Żona zaczyna ględzić, zrzędzić i pyskować, odmawia seksu, zaczyna oglądać się za gejami, no i przyjaciółkę ceni sobie wyżej od ukochanego. Długo tak nie da się wytrzymać. Tylko co można zrobić w takiej sytuacji?

Ib i Edward też nie za bardzo wiedzą. To dwaj niezbyt rozgarnięci panowie prowadzący niewielką firmę budowlaną w małym duńskim miasteczku. Całe dnie spędzają na popijaniu piwka, wcinaniu kanapek oraz krążeniu zdezelowanym vanem między kolejnymi zleceniodawcami (u każdego zostawiają radio na dowód, że zamierzają wrócić i dokończyć robotę). Od dawna mają dość swoich oziębłych żon, jednak nie robią nic, by sytuację zmienić. Aż wreszcie jeden z nich po pijaku zamawia w sieci rosyjskiego płatnego zabójcę. Oczywiście następnego dnia żałują tej decyzji, tylko nie bardzo wiedzą, jak ją odkręcić.

Zabójca pojawia się. I – jak to Rosjanin – jest wiecznie pijany. Panowie próbują przekonać go, że nie musi wykonywać zlecenia, ale nie mogą się z nim dogadać. W międzyczasie ich żony dowiadują się o pomyśle małżonków i postanawiają wyprowadzić cios wyprzedzający. Z Anglii ściągają seryjną zabójczynię, starszą, dystyngowaną panią, która specjalizuje się w torturach i kładzeniu trupem. Oczywiście też mają wątpliwości, ale… nie mogą przecież dać się zabić. Kto wie, może nawet kiedyś wprowadzą zasady hygge do swojego życia, ale najpierw chcą je trochę uporządkować.

Małżeńskie porachunki to zakręcona komedia omyłek, która w Danii odniosła spory sukces komercyjny. Jest bowiem dobrze napisana, pełna zaskakujących zwrotów akcji, naprawdę zabawnych dialogów oraz sympatycznych postaci. Aktorzy świetnie się spisują, a wśród nich błyszczy Marcin Dorociński. Jego Igor – wspomniany rosyjski zabójca – jest uroczo bezczelny, zawadiacki, brutalny i beztroski. Dzięki niemu film staje się nie tylko zwykłą satyrą na związki, ale i przeglądem wad narodowych, oczywiście pokazanych w krzywym zwierciadle.

Oczywiście produkcji tej nie można potraktować jako małżeńskiego poradnika, nie ma sensu doszukiwać się w niej głębi. To lekki, przyjemny film z morałem, nieco zakręcony i potrafiący widza rozśmieszyć. Gwarantuje bowiem półtorej godziny całkiem przyjemnej zabawy. Szkoda, że polscy twórcy tak rzadko kręcą podobne produkcje. Wolą komedie romantyczne, w których niewiele mają do powiedzenia. Ewentualnie kino sensacyjnej bazujące na wulgarnych dowcipach…

Michał Zacharzewski

Małżeńskie porachunki, Dræberne fra Nibe, reż. Ole Bornedal, wyst. Nicolas Bro, Ulrich Thomsen, Mia Lyhne, Lene Maria Christensen, Marcin Dorociński, Gwen Taylor

Ocena: 6,5/10

Polub nas na Facebooku!
Spis naszych recenzji na serwisie Media Krytyk.

4 uwagi do wpisu “Małżeńskie porachunki

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.