Assassin’s Creed

zdalaPrzeniesienie gry komputerowej na srebrny ekran wciąż przerasta hollywoodzkich producentów. Ostatnie próby – Ratchet i Clank, Resident Evil: Ostatni rozdział – nie należą do udanych i nawet kosztujący bajońskie 200 milionów dolarów Warcraft rozminął się z oczekiwaniami wielu widzów. Assassin’s Creed stanowi wybitny przykład adaptacji skopanej. Jest nonsensowny, nudny i nieprzemyślany. Szkoda znanych aktorów, sporego budżetu i bardzo dobrej marki…

Fabuła trzyma się tego, co wiemy z gier. Callum Lynch zostaje skazany za morderstwo na karę śmierci. Wyrok zostaje wykonany, jednak mężczyzna nie umiera. Budzi się w tajnym laboratorium wszechpotężnej organizacji poszukującej Jabłka Edenu, cennego artefaktu pozwalającego kontrolować ludzie emocje. Okazuje się wówczas, że Cal jest potomkiem hiszpańskiego skrytobójcy, który prawdopodobnie jako ostatni miał ów przedmiot w kieszeni. Za pomocą urządzenia zwanego animusem mężczyzna „podróżuje w przeszłość”, a ściślej odzyskuje pamięć o czynach przodka. Tylko czy na pewno pomaga dobrym ludziom?

Trudno jest wyliczyć wszystkie elementy, które w filmie kuleją. Przede wszystkim nawala fabuła. W grze sprawdzała się, w kinie wydaje się naciągana, nierealistyczna, chwilami wręcz kuriozalna. Odczucie to pogłębiają fatalnie napisane dialogi, pełne patetycznych, lecz pustych haseł i niewiele wnoszących do historii detali. Motywacje bohaterów? Niejasne. Niektóre reakcje bohaterów czy ich wypowiedzi kompletnie nie pasują do sytuacji. Brzmią sztucznie i niezrozumiale. Ta część Assassin’s Creed, która dzieje się w XXI wieku, jest więc nudna i nieprzekonująca. Brakuje choćby odrobiny ironii, która rozładowałaby sztywną atmosferę panującą w laboratorium.

Lepiej wypadają sekwencje rozgrywające się w średniowiecznej Hiszpanii (z niejasnych powodów zasnutej smogiem i pokazywanej z lotu widocznego na ekranie ptaka). Składają się na nią efektowne pościgi po dachach budynków oraz niekończące się walki. Dialogów jest śladowa ilość, przeciwnicy pojawiają się znikąd, niektórzy zapewne się teleportują, gdyż błyskawicznie przebywają spore odległości, byle tylko dopaść bohatera. W czasie niektórych bijatyk widzimy nałożone ujęcia z animusa, co dodatkowo potęguje chaos. Wiele scen niezamierzenie śmieszy.

Kino to przecież nie jest gra. Tu obowiązują zupełnie inne zasady. Assassin’s Creed należało uzbroić w sensowną fabułę, poprawić dialogi, wywalić niepotrzebną mgłę (to nie konsola, by trzeba było maskować zbyt wolny procesor), dać bohaterom coś do zagrania. No i postarać się, by widz ich polubił, bo w chwili obecnej są mu całkowicie obojętni. Michael Fassbender przez jakiś czas paraduje bez koszulki i to chyba największa zaleta tego filmu. Niestety, docenią ją tylko jego fanki…

Michał Zacharzewski

Assassin’s Creed, reż. Justin Kurzel, wyst. Michael Fassbender, Marion Cotillard, Jeremy Irons, Brendan Gleeson, Charlotte Rampling

Ocena: 3/10

Polub nas na Facebooku!
Spis naszych recenzji na serwisie Media Krytyk

7 uwag do wpisu “Assassin’s Creed

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.