
Z Putramentem minęliśmy się. Mieszkał w kamienicy, w której i ja mieszkałem, tyle że on wiele lat wcześniej. Stąd nieraz o nim słyszałem, każdorazowo jako o „komunistycznym pisarzu”. Faktycznie był zaangażowany, posłował w I i II kadencji jako przedstawiciel PZPR, mógł też mieć związki z NKWD. Pisać jednak umiał i nie zawsze wtrącał w swoje pisanie politykę.
Początek eposu to zbiór kilkunastu opowiadań różnej długości, wśród których – pod względem tematycznym – można wydzielić dwie duże grupy. Pierwszą tworzą historie wojenne, często mocno psychologiczne, choćby otwierająca tom Święta kulo, napisana z perspektywy człowieka aresztowanego bez powodu przez Niemców. Wielkanoc opowiada o spotkaniu małżeństwa po trzech latach wojny, a tytułowy Początek eposu o mieszkańcu Kowla i jego losach w czasach, gdy władzę przejęli Niemcy i współpracujący z nimi Ukraińcy.
Oddzielną grupę opowiadań stanowią te poświęcone największej pasji Putramenta, czyli wędkarstwu. Co najmniej kilka historii skupia się bowiem na pojedynkach człowieka z rybami, tajmieniami, lenkami, karpikami, a nawet jazgarzami. Przyroda, woda, błystki zarzucane to tu, to tam, no i okazyjne branie. Kiedyś łowiłem, aczkolwiek kilkanaście razy mniejsze ryby. Mimo to czuć tu klimat tego chodzenia wzdłuż linii brzegowej, zarzucania wędki, czyhania na branie. Dawno tak dobrze mi się o łowieniu nie czytało.
Najdłuższe opowiadanie, liczące ponad sto stron W budzie, to komiczna historia dorastania Bolutka, chłopca pochodzącego z zubożałego majątku Molgi położonego gdzieś na wschodzie. Opisy jego szczeniackich zabaw z kolegami, walk z wiecznie poirytowanymi nauczycielami, bójek z kumplami, nieudanych podrywów i niesamowitych szkolnych przygód. Znów zapachniało tu klasyką literatury, choćby Wspomnieniami niebieskiego mundurka. I znów bardzo przyjemnie się to czytało. Tak dziś już nikt nie pisze. A szkoda…
Joel
Początek eposu
Autor: Jerzy Putrament
Wydawnictwo: Spółdzielnia Wydawnicza Czytelnik
Polub nas na Facebooku i Twitterze.