Bonnie i Clyde

To nie była zwykła para kochanków grasujących w Stanach Zjednoczonych w czasie Wielkiego Kryzysu. Bonnie i Clyde zdołali bowiem oczarować opinię publiczną, przeciągnąć ją na swoją stronę, rozkochać w sobie. Stali się symbolami walki ze złymi bankami (choć częściej napadali na sklepy i stacje benzynowe), gwiazdami mediów staranie budującymi swój wizerunek. Kiedy zginęli, na ich pogrzeb przyszło dwadzieścia tysięcy ludzi.

Film Arthura Penna z 1967 roku okazał się prawdziwą petardą, jednym z najwyraźniejszych symboli przemian zachodzących w Ameryce w drugiej połowie lat sześćdziesiątych. Dziś uważa się go wręcz za definicję tak zwanego Nowego Hollywood, Hollywood filmów autorskich, brutalnych, dosłownych, nie unikających trudnych tematów, za to wstrzymujących się od oceniania bohaterów. Do kin zaczynało chodzić pokolenie, które urodziło się już po wojnie, i oczekiwało od rozrywki czegoś zupełnie innego niż ich straumatyzowani rodzice.

Bonnie i Clyde szokował ówczesną publiczność tak formą, jak i treścią. Przede wszystkim był zaskakująco brutalny jak na swoje czasy. Reżyser nie unikał krwi, seksu i dosłowności, w dodatku przemoc sprawnie łączył z czarnym humorem. Postacie zachowywały się amoralnie, nie miały jasnych celów, działały często w sposób przypadkowy. Nic dziwnego, że odpowiedzialny za dystrybucję filmu Jack L. Warner zorganizował skromną premierę i ograniczył ilość kopii, które trafiły do kin. Wtórowali mu w tym krytycy, którzy uważali Bonnie i Clyde za tanią i niezbyt zabawną komedię slapstickową, która może publiczności wręcz zaszkodzić.

Nieoczekiwanie okazało się, że owa publiczność film polubiła. Ba, wręcz pokochała! Również wpływowa recenzentka Pauline Kael zachwyciła się produkcją i gorliwie broniła jej w prasie, porównując z dokonaniami francuskiej Nowej Fali. Stopniowo opinia o Bonnie i Clyde zaczęła się więc zmieniać. Z miesiąca na miesiąc obraz Arthura Penna zdobywał nowych sympatyków i nowych obrońców. Ludzi, którzy zaczynali dostrzegać w nim nową wizję kina, kina niepokojącego, autorskiego (czyli nie-producenckiego), pełnego antybohaterów.

Bonnie (Faye Dunaway) poznaje Clyde’a (Warren Beatty), gdy ten próbuje ukraść samochód należący do jej matki. Znudzona pracą kelnerki dziewczyna decyduje się uciec z przystojniakiem i razem z nim żyć z drobnych kradzieży. Z czasem dołączają do nich kolejni młodzi ludzie, brat Clyde’a, Buck (Gene Hackman) wraz z żoną, córką pastora (Estelle Parsons) czy zdesperowany pracownik stacji benzynowej (Michael J. Pollard). Stąd pojawia się pomysł, by obrabiać banki. A tym zaczyna interesować się policja.

Od premiery Bonnie i Clyde upłynęło już ponad pół wieku, a film wciąż broni się. Nadal ogląda się go znakomicie, nadal śmieszy i niepokoi, nadal wymyka się jednoznacznym ocenom. Bronią się zarówno kreacje aktorskie, nagradzane na festiwalach zdjęcia, jak i sama opowieść, bardzo precyzyjnie skonstruowana. To klasyka kina i jako taką warto go znać.

Zobacz, jeśli:
– Lubisz klasykę kina
– Masz ochotę na stare kino gangsterskie
– Nie znasz historii Bonnie i Clyde’a

Odpuść sobie, jeśli:
– Nie lubisz przemocy

Michał Zacharzewski

Bonnie i Clyde, 1967, reż. Arthur Penn, wyst. Warren Beatty, Faye Dunaway, Michael J. Pollard, Gene Hackman, Estelle Parsons, Denver Pyle, Gene Wilder, Dub Taylor, Evans Evans

Ocena: 8/10

Polub nas na Facebooku i Twitterze.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.

 

7 uwag do wpisu “Bonnie i Clyde

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.