Imperium robotów. Bunt człowieka

zdalaNie sądźcie po pozorach. Pod dobrym, sugerującym ambitne science-fiction tytułem Imperium robotów. Bunt człowieka kryje się słaby, familijny produkcyjniak opowiadający o tym, jak grupka dzieci rozprawiła się z maszynami, które przejęły kontrolę nad naszym światem. Nieprzychylne wrażenie potęgują kiepskie efekty specjalne oraz mierne aktorstwo. I to pomimo udziału tak doświadczonych gwiazd jak Ben Kingsley czy Gillian Anderson…

Ziemię opanowali przypominający karzełków kosmici oraz ich armia robotów. Samej inwazji jednak na ekranie nie widzimy. Dowiadujemy się jedynie, że najeźdźcy oznakowali ludzi specjalnymi implantami i zakazali im wychodzić z domów. Każdy, kto choć na chwilę wypuści się na zewnątrz, ryzykuje życiem. W ten właśnie sposób życie traci ojciec dziesięcioletniego Connora. Chłopiec nie zostaje jednak sam. Trafia do Seana, jego matki oraz grupki nastoletnich dzieciaków. I szybko się z nimi zaprzyjaźnia

Pewnego dnia bohaterowie odkrywają, jak na krótki czas zneutralizować wspomniane implanty. Dzięki temu mogą niezauważenie opuszczać dom. Po krótkiej fascynacji wolnością postanawiają wyruszyć na poszukiwania ojca Seana, który zaginął w niejasnych okolicznościach. Wszystko wskazuje na to, że mężczyzna wciąż żyje. Tropem chłopców rusza kolaborant Smythe, okrutny, starszy człowiek, który współpracuje z kosmitami.

Niski budżet Imperium robotów. Bunt człowieka uniemożliwił twórcom przygotowanie widowiskowych efektów specjalnych. Pojawiające się na ekranie gigantyczne maszyny wyglądają groźnie, ale okazują się zaskakująco mało skuteczne. Ograniczają się do polowania na ludzi i maszerowania po ekranie, niczego jednak nie demolują – a wydawało się, że demolowanie należy już do kanonu tego typu kina. Znacznie bardziej boli pełen niedopowiedzeń, naiwny scenariusz, który błyskawicznie zniechęci starszych widzów. A przecież dobre kino familijne powinno zainteresować również i dorosłych.

Gdyby jeszcze film Jona Wrighta budził emocje albo chociaż trzymał w napięciu. Gdyby śmieszył, zaskakiwał albo uczył czegoś niebanalnego. Niestety, Imperium robotów. Bunt człowieka aż do końca pozostaje tandetnym widowiskiem science-fiction, bliższym produkcjom stacji SyFy niż filmom takim jak Transformers. Rażą sceny akcji, zaś lokacje straszą tandetą. Ba, źle dobrano nawet głosy kosmitów. Żal patrzyć na zdolnych aktorów, którzy się w tym filmie marnują…

Wojciech Kąkol

Imperium robotów. Bunt człowieka, Robot Overlords, reż. Jon Wright, wyst. Callan McAuliffe, Ella Hunt, James Tarpey, Milo Parker, Ben Kingsley, Gillian Anderson

Ocena: 3/10

Polub nas na Facebooku!

4 uwagi do wpisu “Imperium robotów. Bunt człowieka

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.