„Ja, Olga Hepnarova, ofiara waszego bestialstwa, skazuję was na śmierć przez przejechanie i oświadczam, że tych X ofiar to i tak za mało za moje życie”, napisał 22-letnia dziewczyna, która 10 lipca 1973 roku zabiła rozpędzoną ciężarówką ośmioro osób stojących na przystanku przy alei Obrońców Pokoju w Pradze. Podobne zdania mogliby pewnie zapisać dziś terroryści z Berlina, Jerozolimy czy Nicei. Zastanawiam się, czy wspominając ich czyny, nagłaśniamy ich przesłanie czy tylko próbujemy zrozumieć.
Już od pierwszych scen tej art-housowej produkcji wiemy właściwie wszystko. Bohaterka, młoda dziewczyna z modnie ściętą grzywką, z całą pewnością jest inna. Lekko przygarbiona spogląda spode łba na wszystkich dookoła. Niewiele mówi. Częściej się irytuje, a wówczas miewa napady agresji. Nie potrafi dogadać się z matką, nie ma ochoty chodzić do szkoły. Kiedy ląduje w akademiku, też ze wszystkimi zadziera. W efekcie pada ofiarą szkolnej przemocy. Pobita przez dziewczyny z piętra, jeszcze bardziej zaczyna nienawidzić świata. Brakuje jej jednak odwagi, by popełnić samobójstwo.
Co dowiadujemy się o niej z filmu? Że ciągnęło ją do kobiet i przeżyła kilka krótkich związków, na których się sparzyła. Że paliła właściwie non-stop. Że nie chciała, by ktokolwiek jej rozkazywał, dlatego nie poszła na studia i została zawodowym kierowcą. Z domu – od zimnej, zmęczonej nią matki – szybko wyprowadziła się i zamieszkała w nieogrzewanym domku na działce. Że stawiała żądania, a sama niewiele dawała. Przed popełnieniem zbrodni, wiecznie sfrustrowana i nie mająca już sił na walkę z rzeczywistością, próbowała zasięgnąć pomocy psychiatry. Niestety, na własnych warunkach. Dlatego została spławiona. Pewnie dlatego zdecydowała się zabić.
Film Ja, Olga Hepnarova opowiada o życiu bohaterki w sposób chaotyczny. Składa się z kolejnych scen nie zawsze ze sobą dobrze połączonych, przeskakujących pomiędzy wątkami. Mizernej jakości spoiwo sprawia, że poszczególne sekwencje nie uderzają w widzów z odpowiednią siłą. Są wyrwane z kontekstu. W efekcie pozostajemy obojętni wobec tego, co dzieje się na ekranie. Wydaje się, że twórcy próbowali Hepnarovą usprawiedliwiać. Pokazać, że przez lata nikt się nią nie zainteresował, nikt jej nie pomógł, aż w końcu pękła, wsiadła do ciężarówki i z zimną krwią zabiła osiem osób.
Choć Michalina Olszańska stworzyła z drobnych gestów świetną kreację, a Adam Sikora postarał się o doskonałe, czarno-białe zdjęcia, film zdecydowanie zawodzi. Więcej o bohaterce można dowiedzieć się z lektury krótkiego artykułu w Internecie. Wiele spraw jedynie zasygnalizowanych w kinie urasta wówczas do rangi rzeczywistego problemu. Przemoc ze strony ojca, ukrywana nienawiść i rywalizacja ze strony matki, niechęć dalszej rodziny, problem w szkole, w pracy – wszędzie. Rosnące poczucie osamotnienia i beznadziei. Olga Hepnarova była z pewnością trudnym człowiekiem, ale nikt nie wyciągnął do niej ręki.
Michał Zacharzewski
Ja, Olga Hepnarova, reż. Petr Kazda, Tomas Weinreb, wyst. Michalina Olszańska, Marika Soposka, Klara Meliskova, Martin Pechlat
Ocena: 5/10
Polub nas na Facebooku!
Spis naszych recenzji na serwisie Media Krytyk
Czy tu kiedyś pojawiło się choćby 7/10???
PolubieniePolubienie