
Bez pożegnania najpierw obejrzałem; książka została zekranizowana w postaci serialu. Mniej więcej rok później postanowiłem zmierzyć się z nią w wersji pisanej. Odkryłem dwie rzeczy. Po pierwsze, dużo jednak przez ten czas zapomniałem i dlatego fajnie się tę historię czytało. Po drugie, to jednak klasyczny Coben. Szybki, efektowny, pełen zwrotów akcji, ale sensu ma niewiele. To typowa cecha wielu współczesnych thrillerów.
Kilkanaście lat temu Will dowiedział się, że jego brat Ken zamordował dziewczynę z sąsiedztwa i znikł. Być może zginął. To była wielka trauma dla całej rodziny i wszystkim mocno namieszała w głowach. W końcu jednak Will stanął na nogi. Pracuje w ośrodku pomocy, spotyka się z poznaną tam Shielą i… właśnie po długiej chorobie zmarła mu matka. Podczas pogrzebu wzruszony chłopak prosi ukochaną o rękę. Fakt, kiepski moment, ale to nie wyjaśnia, dlaczego następnego dnia dziewczyna znika bez wieści.
Oczywiście to Coben, a nie dramat obyczajowy czy tandetne romansidło. Shiela znika nie dlatego, że jest rozczarowana propozycją Willa i nie dlatego, że przeżywa jakieś rozterki moralne. Za jej ucieczką stoi pewna tajemnica, którą główny bohater będzie starał się odkryć. Wiadomo, zakochany facet łatwo się nie poddaje. Próbuje zrozumieć, dlaczego dziewczyna go zostawiła, i dlatego stara się ją odnaleźć. Wraz z kumplem z ośrodka odkrywa przerażające informacje o Shieli. Tak przerażające, że aż nie mogą być prawdziwe.
Coben sprawnie podpuszcza czytelnika, wprowadza go na mylne tropy, zaskakuje. Do tego pisze na tyle sprawnie, że książkę naprawdę przyjemnie się czyta. Nic tu nie zgrzyta, nie irytuje, nawet jeśli mózg podczas lektury lepiej zostawić na półce. Ale autor Bez pożegnania do tego chyba już zdążył przyzwyczaić swoich sympatyków. Nie zawodzi ich i tyle.
Joel
Bez pożegnania
Tytuł oryginału: Gone for Good
Autor: Harlan Coben
Przekład: Zbigniew A. Królicki
Wydawnictwo Albatros
Polub nas na Facebooku i Twitterze.