
Tytuł stanowi dość oczywistą grę słów. Rybitwa to drapieżny ptak z rodziny mewowatych, biały z charakterystycznym czarnym czepkiem na łebku. Ry-Bitwa to z kolei starcie nadmorskiego drobiu, którego stawką jest niezła wyżerka. Co prawda autor gry, Christophe Coat, nazwał ją Fish’n’Chips, ale w Polsce lepiej sprawdza się rodzima nazwa. Mało kto wie przecież, że chips to nie tylko czipsy czy frytki, ale również żetony.
Żetony odgrywają istotną rolę w Ry-Bitwie. Zanim jednak wyjaśnię ich znaczenie, gracze powinni rozłożyć na podłodze trzy gumowe maty, które kiedyś pewnie sprawdziłyby się jako podkładki pod komputerową myszkę. Maty reprezentują strefy pobliskiego akwenu, głębię pełną ośmiorniczek, płyciznę z niewielkimi rybkami oraz sam piaszczysty brzeg okupowany przez kraby. Dla pewności warto je otoczyć dołączoną do gry tekturową zaporą. W końcu co wydarzy się w morzu, musi zostać w morzu…
Bitwa w Ry-Bitwie przypomina znaną francuską zabawę w boule. Gracze na przemian rzucają wspomnianymi żetonami do akwenu. Starają się trafić w leżące na matach znaczniki ośmiornicy, ryby i kraba. To właśnie za ułożenie na nich silniejszego zestawu żetonów otrzymują pod koniec rozgrywki punkty. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by przy okazji celnym rzutem odsunąć od znacznika żeton przeciwnika. Najlepiej poza matę, gdyż wtedy wypada on z gry!
Oczywiście Ry-Bitwa jest grą zręcznościową, w której strategia ma drugoplanowe znaczenie. Zgadzam się też z tezą, że najlepiej będą bawić się dzieciaki. Ale to wcale nie oznacza, że dorośli będą się nudzić. Na imprezach ta produkcja ma wielkie szanse na sukces. Zwłaszcza, że może bawić się w nią nawet osiem osób.
Joel
Ry-Bitwa, tw. Christophe Coat, rys. Pierô
Polub nas na Facebooku i Twitterze.